Frank Castle nie jest superbohaterem. Nie biega w obcisłych trykotach i nie ściąga kotków z drzew. Nawet nie zapobiegł żadnej apokalipsie! Mężczyzna robi jedną rzecz – zabija złych ludzi, aby nikogo więcej nie skrzywdzili. Proste, prawda?
Już od pierwszych stron komiksu dostajemy Punishera w pełnej krasie – wojskowego, mordercę, człowieka, który niczym robot rozwala karabinem maszynowych tłum gangsterów. Wszystko ma perfekcyjnie obliczone i zaplanowane, nie ma miejsca na pomyłkę. Jego działania przykuwają uwagę dwójki ludzi: agenta CIA oraz przestępcy, który, aby móc ze spokojem rządzić resztkami mafii, musi pozbyć się mściciela z czaszką na piersi. Obaj dysponują odpowiednimi środkami, zarówno ludźmi, jak i bronią, czy zatem Frank ma szansę na ucieczkę? Pierwsza historia w tomie zatytułowana Od początku przedstawia czytelnikowi bohatera dość oszczędnie. Kilka stron opowiadających o tragedii sprzed lat, a potem zostajemy wrzuceni w fabułę. Co ciekawe Frank nie jest młodzieniaszkiem żądnym zemsty, ale mężczyzną w średnim wieku, z twarzą pooraną zmarszczkami i bliznami. Po latach działalności jako Punisher jedyną rzeczą, jaką potrafi, jest zabijanie, nie ma w nim żadnych ludzkich uczuć czy litości.
Druga opowieść w tomie nosi tytuł Mała Irlandia i opowiada o rywalizacji gangów, przez którą zginęli cywile. Frank nie daruje wysadzenia ulubionego baru i śmierci wielu niewinnych ludzi. Wkroczy w sam środek konfliktu, mając nieoczekiwane wsparcie agenta MI6 i starszego kaprala Andy’ego Lorimera. Każdy z mężczyzn ma inne powody, aby dopaść zamachowca, a współpracując, mogą doprowadzić do śmierci większej liczby przestępców, niż gdyby Punisher załatwiał sprawę w pojedynkę.
Punisher Max to brutalny komiks usiany wieloma trupami.
Okaleczanie, mordowanie i wnętrzności wylewające się z dogorywających ofiar to obrazki, jakie znajdziecie co kilka stron. Jednak Ennis umiejętnie wplata te makabryczne wydarzenia w trzymającą w napięciu fabułę. Razem z bohaterem poznajemy kolejne elementy układanki, osłaniając się przed ołowianym deszczem i brodząc po pas w morzu krwi. A pośród sadystów i psychopatów, to nie Punisher będzie tym najstraszniejszym.
Za oprawę graficzną tomu odpowiada dwójka rysowników: Lewis Larosa i Leandro Fernandez. Pierwszy z nich dobrze sprawdza się w rysowaniu twarzy – w zalewie ekspresywnych postaci nieruchome oblicze tytułowego bohatera robi wrażenie. Gorzej, jednak jeżeli zwrócimy uwagę na tło w poszczególnych kadrach. Larosa na dwóch czy trzech pokazuje, gdzie właściwie toczy się akcja, a inne zajmują gadające głowy na jednokolorowym tle. Szczególnie przeszkadzało to podczas oglądania rozmowy bandytów w restauracji. Ten sam przestępca raz ma za sobą zieloną tapetę we wzory, a za chwilę po prostu zieleń. U Fernandeza też to się czasem zdarza, ale nie jest tak nagminne.
Opowieść o krucjacie wypowiedzianej przestępcom przez jednego człowieka, nie jest czymś nowym w komiksie. Jednak to, co wyróżnia Punishera na tle konkurencji, to wyrazista, silna postać, która nie boi się robić tego, co konieczne. Frank nie użala się nad sobą, nie przeżywa wewnętrznych rozterek, ale chwyta za broń i załatwia problemy trapiące miasto. To właśnie ta pozornie prosta konstrukcja bohatera sprawia, że jeszcze długo będzie on cieszył się popularnością.
Punisher MAX tom 1
Scenariusz: Garth Ennis
Szkic: Lewis Larosa, Leandro Fernández
Tusz: Tom Palmer, Leandro Fernández
Kolory: Dean White
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont Polska
Data publikacji: 5 kwietnia 2017 r.
Oprawa: twarda
Format: 17,5 x 26,5 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Liczba stron: 288
Cena: 89,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)
Tekst pierwotnie opublikowany na #niespie.com