Siedem czempionów z siedmiu miast rywalizowało ze sobą o tytuł najlepszego wojownika. Pokaz sztuk walki i współzawodnictwo skończyły się w dość nieoczekiwany sposób. Zamknięcie drugiego tomu Nieśmiertelnego Iron Fista było dla mnie bardzo satysfakcjonujące. To poczucie „dokończenia” winię za fakt, że tak długo zabierałam się za następną część. Czy pożałowałam zwłoki?
Nie od dziś wiadomo, że nieśmiertelność Iron Fista odnosi się do jego tytułu, a nie osoby. Oznacza to, że w przeszłości inni czempioni mieli przywilej noszenia tego pseudonimu i posiadania niezwykłych mocy. Danny nie jest więc pierwszy i zdecydowanie nie będzie ostatni. Na samym początku tomu poznajemy aż trójkę innych Iron Fistów: Wu Ao-Shi, Bei Bang-Wena oraz samego Orsona Randalla. Najciekawiej wyglądała historia pierwszej z nich, czyli jedynej kobiety mogącej poszczycić się żelaznymi pięściami. Wu chciała mieć wszystko: moce i ukochanego mężczyznę. O swoje szczęście musiała jednak bardzo długo walczyć. Jej upór i determinacja były tym, co tak mocno trzymało mnie przy lekturze.
Poprzednik Danny’ego
Historia Randalla zaczęła się bardzo dobrze, aby później zupełnie rozczarować. Pierwsze kilka stron jest przepięknie rysowanych i wprowadza postać tajemniczego prześladowcy bohatera. Nagle jednak styl i fabuła zupełnie się zmienia. Jesteśmy na dzikim zachodzie pełnym pół-nagich kowbojek. Ostatni akt to ponowny szybki skręt fabularny i całkowita zmiana stylu i narracji. Trudno czyta się jedną opowieść skleconą z trzech, które są bardzo luźno ze sobą powiązane. Zastanawiałam się, czy ja czegoś nie zrozumiałam i w efekcie sprawdzałam, czy nie skleiłam sobie stron przy lekturze.
Na sam koniec albumu zostawiono obecne życie Danny’ego. Po odkryciu skąd wziął się jego oszałamiający majątek, bohater postanowił całość roztrwonić na szczytne cele. Obserwując, jak wgląda jego dzienna rutyna, nie sposób dziwić się, że ten prawie nie śpi. Wydaje mi się, że wątek ten to podbudowa pod kolejną historię i przypomnienie nam statusu postaci w uniwersum Marvela. Byłoby to całkiem dobre zakończenie, gdyby nie dodano do tego originu story Iron Fista. Poza tym, że jest on dość nudny, to wystylizowano go na stary komiks z drugiej połowy poprzedniego wieku. Oznacza to sporo zbędnych opisów i dialogów.
Nieśmiertelny Iron Fist tom 3 to komiks w najlepszym razie przeciętny. Znalazłam w nim fragmenty, które mnie zaciekawiły, ale niestety przeważyły te nużące. Zamiast pchać fabułę do przodu, album pokazuje przeszłość, która nie ma wielkiego wpływu na teraźniejszość. Wolałabym, aby rozwinięto wątek szukania tajemniczego ósmego miasta, ale chyba muszę poczekać z tym do następnego tomu. Obiecuję, że nie będę aż tak długo czekać, aby po niego sięgnąć.
Nieśmiertelny Iron Fist tom 3 – Historia Żelaznej Pięści
Scenariusz: Ed Brubaker i Matt Fraction
Rysunki: David Aja
Tłumaczenie: Marek Starosta
Liczba stron: 160
Format: 180×275 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena okładkowa: 65,00 zł
Recenzowała: Małgorzata Chudziak (Blue Bird)