Pierwszy tom Miasta Wyrzutków zaskoczył mnie swoim klimatem i niezwykłym protagonistą. Na sam koniec albumu Jacques, bo to on nim mowa, został pozbawiony swojego daru. Przestał słyszeć mowę otaczających go przedmiotów. Teraz musi odnaleźć szalonego naukowca, który pozbawił go tej umiejętności. Trudno żyć w całkowitej ciszy i izolacji, zupełnie odciętym od interakcji z innymi.
Podstawowym problemem podczas poszukiwań szaleńca jest brak przydanych informatorów. Przedmioty nie opowiadają już protagoniście o tym, czego były świadkiem. Ten musi więc zrobić coś szalonego, o czym zapewne zbyt często nie myślał: porozmawiać z innymi ludźmi. Chłopiec z kotem na ramieniu wałęsający się zawsze w pobliżu największych tarapatów jest dobrym tropem na początek. Tę dwójkę może łączyć więcej, niż którykolwiek z nich, by się spodziewał. Chłopak określa Jacquesa mianem nudnego dorosłego, natomiast mężczyzna uważa towarzysza za wrednego dzieciaka. W gruncie rzeczy oboje są wyrzutkami próbującymi przetrwać w nieprzyjaznym mieście.
Nie zapominajmy o planach szalonego naukowca!
Jacques ma swoje powody, by tropić szaleńca, towarzyszący mu chłopak także, ale sam poszukiwany również ma swoją agendę. Chyba nie sądziliście, że rozwałka w jego domu sprawiła, że zarzucił podejrzane eksperymenty? Joshua jest bliżej zrealizowania nikczemnego planu, niż kiedykolwiek. Do tego brat złoczyńcy również ma kilka dziwnych pomysłów, mocno ograniczonych przez zwichrowany umysł mężczyzny. Pakowanie się w sam środek rodzinnego konfliktu nigdy nie jest dobrym pomysłem, a w tym wypadku może skończyć się nawet przedwczesnym zgonem.
Kontakt Jacquesa z przedmiotami, nawet tymi najbardziej bezczelnymi, był czymś, do czego bohater przywykł. Swobodnie poruszał się pomiędzy rzeczami i wykorzystywał ich gadulstwo w pracy. Zdecydowanie gorzej szło mu w kontaktach międzyludzkich. Miasto Wyrzutków tom 2 zmusza bohatera do tego, by współpracować z innymi. Wzajemna niechęć jest powoli przełamywana, a protagonista odkrywa, że nie wszyscy ludzie są okropni. Sam także pozwala się poznać z nieco mniej dziwacznej strony.
Chłopak, który zbierał stworzonka to bardzo udane zamknięcie historii z poprzedniego albumu. W zaledwie dwóch tomach autor zawarł nietuzinkową i wciągającą opowieść. Postaci są wyraziste i nie sposób ich nie lubić, wyraźnie odcinają się na tle nieciekawego miasta, w jakim przyszło im mieszkać. Nie mniej ważna od fabuły jest oprawa graficzna: rysunki oddają niezwykłość fabuły, są dynamiczne i pełne pastelowych kolorów. Autor bardziej przygaszonymi barwami daje nam znać, że czytamy o wydarzeniach z przeszłości. Nie ma ramki mówiącej czytelnikowi „30 lat temu” – jest za to poszarpana kreska i mniej wyrazista paleta kolorów i tyle wystarczy, by od razu wiedzieć, co się czyta. Świetna warstwa graficzna w połączeniu z ciekawą fabułą sprawia, że polecam Miasto Wyrzutków wszystkim złaknionym czegoś nowego na naszym rynku komiksowym.
Zobacz recenzję trzeciego tomu Miasta Wyrzutków >>>>
Miasto Wyrzutków tom 2: Chłopak, który zbierał stworzonka
Tłumaczenie: Jakub Syty
Ilustrator: Julien Lambert
Liczba stron: 96
Format: 230 × 310 mm
Oprawa: twarda
Data wydania: 8 czerwca 2020
Cena: 52,00zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)