Wydarzenia z poprzedniego albumu były zaledwie ostrzeżeniem przed czyhającym złem. Coś ewidentnie chce dostać się do naszego świata z „drugiej strony”. Zazwyczaj oznacza to jedno: apokalipsę i kilka innych nieprzyjemnych konsekwencji. Nawet Constantine nie da rady samodzielnie stawić czoła złu. Czas poprosić o pomoc innych magów i wspólnie odesłać potwora, gdzie jego miejsce. Porażka nie wchodzi w grę.
Oczywiście przekonanie osób parających się sztukami zakazanymi, aby nadstawiły karku i ocaliły świat, nie jest łatwym zadaniem. Grupa, do której należy John, stara się nie wychylać i pilnować jedynie czubka własnego nosa. Constantine samemu będąc dość samolubnym bucem, nie umie odwoływać się do empatii swoich słuchaczy. A zło coraz mocniej szarpie wrota odgradzające je od rzeczywistości ludzi. Konfrontacja wydaje się nieunikniona, ale bohater ma jeszcze kilku sprzymierzeńców, na jakich może liczyć.
Walka z bytami nieczystymi zawsze ma swoją cenę
Kiedy inni tracą życia, John najczęściej gubi jakąś cząstkę człowieczeństwa, czy przyzwoitości. Tym razem sprawa jest zupełnie inna, bo protagonista cierpi na amnezję. Niestety magnes na kłopoty, jaki prawdopodobnie wszczepiono mu w głowę zaraz po urodzeniu, działa bez zarzutu! Dziwne sytuacje i osoby pojawiają się koło Johna, jak grzyby po deszczu. Stara wersja bohatera wiedziałaby, jak sobie z nimi poradzić, ale nowa jest przerażona przemocą i diabelnymi paskudztwami. Jakby brak wiedzy o samym sobie nie był dostatecznie straszny. Dodatkowo mężczyzną interesują się władze, a to nigdy nie jest dobra wiadomość.
Trochę zabrakło mi w tomie Gemmy, która była mocnym elementem poprzedniej historii. Jej nawet małe pojawienie się było jednak satysfakcjonujące. Dziewczyna coraz mocniej przypomina swojego wujka i to nie tylko przez zamiłowanie do magii. Charakter bohaterki jest coraz wyraźniejszy, a do tego zawsze może liczyć na wsparcie Johna. Jest w wąskiej grupie osób, dla których bohater poszedłby do piekła.
Ponownie w albumie mamy kilku rysowników pracujących nad oprawą graficzną historii. Największym z nich jest niezaprzeczalnie Steve Dillon. Niestety wpada jedynie na kilka stron (nawet niecały zeszyt). Głównym rysownikiem, który zilustrował lwią tomu jest Marcelo Frusin. Jego spowite w czarnym tuszu postaci dobrze pasują do ponurej i mrocznej historii. Ulice miast wydają się brudne i nieprzyjazne, co oddaje rzeczywistość.
Mike Carey to kolejny scenarzysta, który nie oszczędza swojego protagonisty. John i jego bliscy muszą cierpieć. Zastanawiające jest, że ma on jeszcze jakichkolwiek ludzi dookoła siebie. Hellblazer tom 2 jest następnym solidnym tomem serii. Nowi ciekawi przeciwnicy są wprowadzeni do historii, ale póki co zaledwie bawią się z Constantinem. Czekam na kolejny album, gdzie mam nadzieję, że dojdzie do bezpośredniego starcia. Czy bohater da radę odeprzeć kogoś dorównującego mu sprytem i determinacją?
Hellblazer tom 2
Scenarzysta: Mike Carey
Ilustrator: Steve Dillon, Marcelo Frusin, Leonardo Manco, Chris Brunner
Tłumacz: Jacek Żuławnik
Typ oprawy: twarda
Liczba stron: 440
Wymiary: 17.0×26.0cm
Cena okładkowa: 179,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)