Cała drużyna w końcu razem! Nawet nieumarły Sol został zabrany na statek, który opuści Angrię. Stawką nie jest już powrót do domu, ale ocalenie „prawdziwego” świata. Kiedy kości dotrą do konkretnego miejsca, będzie to oznaczało unicestwienie naszej rzeczywistości. Zaczyna się więc walka z czasem i ostatnia wielka przygoda. Czy grupa składająca się z pokaleczonych i skłóconych ze sobą jednostek ma jakiekolwiek szanse zwyciężyć?
Ash nadal jest narratorką całego przedsięwzięcia, więc od pierwszych stron poznajemy jej rozterki. Kobieta stała na czele jednego z dwóch największych państw tego świata, ale przegrała. Została zdetronizowana i wygnana. Z drugiej strony: za wszystko, czego się dopuściła, powinna zostać zgładzona, więc i tak nie może narzekać na kiepskie traktowanie. W drużynie jest traktowana na równi z Solem: nie za bardzo można im ufać. Jedno z nich to nieumarły muszący posilać się ciałem żywych, a drugie to zręczna i bezduszna manipulatorka. Niestety sytuacja nie sprzyja wybrzydzaniu – każda para rąk się przyda.
Powrót do początku
Miejsce, gdzie podążają kości, a także gracze dalekie jest od gościnnego. Wielki mroczny labirynt jest jednak zaskakująco pusty. Najstraszliwszymi przeciwnikami bohaterów są oni sami i poświęcenia, jakich muszą się dopuścić. Klasycznie już Ash dostaje najwięcej akcji, ale nie wypada ona zbyt zachwycająco. Teoretycznie było to coś, na co czekałam: bohaterka musi skonfrontować się ze swoją tożsamością płciową, ale sam moment, kiedy to następuje, mocno rozczarowuje. Dużo lepiej wychodziło to w poprzednich tomach, kiedy poznawaliśmy jej historię i przemyślenia. Tym razem dostaliśmy toporne dialogi, czy raczej monolog bohaterki z jej wewnętrzną ukrytą wersją.
Die tom 4 to album, w którym najmniej było autoanalizy dawnych wyborów i decyzji. Rozumiem jednak, że seria musiała się jakoś zakończyć i skupić na przyszłości trochę bardziej. Już w poprzednim tomie nie do końca podobał mi się koncept żywych kości dążących do scalenia dwóch światów. Obawiałam się, że wokół tego przekombinowanego pomysłu, będzie toczyć się cała fabuła finałowego tomu, ale na szczęście tak nie było. Wątek ten uaktywnia się najmocniej w wielkim finale i dlatego nie za bardzo mnie on usatysfakcjonował. Nie umiem brać na poważnie zagrożenia wychodzącego od postaci z wielką kością zamiast głowy, mówiącą meta-fizycznymi zagadkami egzystencjalnymi.
Oceniając całość serii mam bardzo mieszane uczucia. Podobały mi się postaci, ich moralność, a także odkrywanie co uczynili 3 dekady wcześniej, jako naiwne dzieciaki. Przez większość czasu sympatyzowałam z Ash i patrzyłam, jak pokrętną logiką się wykazuje. Z drugiej strony całe rozwiązanie sytuacji to potwór z kością zamiast głowy, który chyba powinien zrobić na mnie wrażenie. Niestety, ale rozgrywki polityczne w Angrii były o niebo bardziej interesujące.
Die tom 4 – Przenikanie
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Stephanie Hans
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Liczba stron: 160
Format: 170 × 260 mm
Oprawa: miękka
Cena okładkowa: 59,90 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)