Tekst nie jest dla ludzi o słabych nerwach. Wszystkie dramatyczne sytuacje opisane poniżej wydarzyły się naprawdę.

Ileż to dowcipów krąży po internecie o tzw. męskiej grypie? Że wystarczy 36,8 stopni niejakiego Celsjusza i panowie już spisują testament. Analogicznie – przeziębione kobiety są przedstawiane jako pionierki prac domowych. Leci ci z nosa? Masz gorączkę? Kaszel? Co zrobić? To zależy od płci; jeśli jesteś posiadaczem bokserek, połóż się na kanapie, a twoja żona/matka/dziewczyna przyniosą ci lekarstwa, rosołek i będą ocierać pot z czoła. Jeśli natomiast nosisz biustonosz? Piecz schabowe dla całej familii, umyj okna i zrób zakupy na dwa tygodnie. Ja byłam w dramatycznej chorobo–sytuacji i postanowiłam opisać jak faktycznie to wygląda (szczególnie dla szanownych Panów, którzy dużo życiowej wiedzy czerpią z magicznego miejsca o nazwie Internet i jeszcze nie ogarnęli, że w/w sytuacje to stereotypy i że tak nie wygląda true życie).

Dzień pierwszy – zakażenie
Boże, Boże, Bożenko, zaraz umrę – pomyślałam po raz 1745. Tak się śmiesznie złożyło, że obie księgarnie, w których zamówiłam komiksy, wysłały mi wiadomość tego samego dnia, iż mam wpadać po odbiór moich skarbów. Żeby nie było tak prosto, oba miejsca są położone na dwóch końcach miasta. Nie robi to na was wrażenia? A jak dodam, że z nieba, niczym z wodospadu, PŁYNIE ściana wody? Że moja parasolka jest wyginana przez wiatr na wszystkie strony? Że własnym ciałem zasłaniam siateczkę z zakupami? No i najważniejsze – leci mi z nosa jak z kranu, a zajęte ręce nie pomagają w operowaniu chusteczką.
Powrót do domu z księgarni nr 2 zajął mi jakieś dwie godziny. Szczęśliwa i zmarznięta podałam bratu torbę z komiksami, aby jej nie pomoczyć przy rozbieraniu, a on? Walnął siateczkę, bez szacunku, na podłogę. Kiedy zaczęłam na młodego wrzeszczeć, zauważyłam, że mam niesamowitą chrypę. Katar + chrypka? W mojej główce zapaliła się czerwona lampka. Postąpiłam rozsądnie i jak osoba dorosła – zalałam 2 ibupromy kubłem gorącej kawy.
Wieczorkiem miałam 37,7 stopni Celsjusza – zaczęłam zastanawiać się od ilu stopni ścina się ludzkie białko. Pamiętam, jak pani na biologii tłumaczyła, że właśnie dlatego wysoka temperatura jest tak niebezpieczna i można nawet umrzeć (tak, wiecie? na śmierć!). Całe szczęście znajomi pospieszyli z pomocą i odpowiadali na dręczące mnie pytania. Zebrałam ich odpowiedzi i mogę wam zdradzić, że ludzkie białko ścina się od 70 stopni, 45 stopni, 40 stopni i 37,8 stopnia.

Dzień drugi – lekarz
Tekst “Gdzie jest numer do lekarza? Mam 38,1 stopnia… Umieram mamusiu. Ratuj!” wystukany na komórce świadczy o moim samopoczuciu. Zachodziłam w głowę czy dam radę doczołgać się do przychodni, ale nie miałam za bardzo wyboru – potrzebowałam zwolnienia z zajęć.
Pan doktor przyjął mnie nawet punktualnie, osłuchał ze wszystkich stron, zajrzał do gardła, po czym usiadł z mądrą miną za biurkiem.
– A twój brat nie był tu dziś rano na kontroli? – zapytał się w końcu.
– Taaak…Był…
– I tak się wzajemnie zarażacie?
“Oj, wypraszam sobie, ja nikogo nie zaraziłam, to mnie zarażono!” pomyślałam.
– Ale bardzo dobrze, że przyszedł! Ma teraz zmiany w oskrzelach. Dostał drugi antybiotyk, ale tego pierwszego nie może przestać brać…
Pal licho tajemnicę lekarską, ale ja tu umieram, a ty o moim bracie, który wygląda całkiem zdrowo po tygodniu obijania się w domu.
– A tobie zapiszę antybiotyk, na kaszel weź od brata syrop, a na gorączkę jakiś paracetamol czy ibuprom.
“HA! Wiedziałam, nadużywanie ibumpromu to nic złego!” zwycięsko dodałam w myślach.
– Jakieś zwolnienie potrzebujesz? To muszę iść do drugiego gabinetu, poczekaj chwilę.
Doktor zostawił mnie z pliczkiem recept i swoją pieczątką. Najpierw zaczęłam zastanawiać się nad jego lekkomyślnością; przecież mogłam mu to ukraść i nakupować narkotyków w aptece. Potem głowiłam się skąd taki pomysł mi zaświtał… Hmmm? No, ale ostatecznie wyszłam z przychodni z receptą oraz kompletem szlaczków mających być moim zwolnieniem (do teraz nie wiem, w którym miejscu jest na tym data, dzieci w przedszkolu wyraźniej piszą).

Dzień trzeci – umierania ciąg dalszy
– Mamuuuusiuuu – zawyłam jak ranny nosorożec słysząc krzątanie mojej rodzicielki.
– Co, Gosiu? Jak się czujesz? – chłodna dłoń mamuni odgarnęła mi włosy z czoła.
– Źle… Zrobiłabyś mi herbatkę?
Muszę przyznać, że mamcia jest idealnym chorobo-pocieszycielem, zawsze pożałuje mnie, zrobi herbatę, zadzwoni w ciągu dnia i sprawdzi, czy jeszcze oddycham. Gdyby ona się wtedy zaraziła to byłby dramat. Na szczęście jej układ odpornościowy sprawuje się świetnie i może się wszystkimi domownikami opiekować.

Dzień czwarty – rozmyślania
Nadal czułam się źle, ale już nie przesypiałam całego dnia i miałam czas na rozmyślania, leżąc zawinięta w koc niczym olbrzymia tortilla. Zastanawiałam się, czy jeśli teraz bym umarła, to czy umyliby mi włosy po śmierci. No bo jak to tak, w tłustych leżeć w ziemi? No ale kto by mi je miał myć? Rodzina raczej nie, jakby znaleźli moje zwłoki to chyba nie myśleliby: “jeju, jakie to dziecko ma okropne kłaki, będzie wstyd na pogrzebie. Umyjmy je!”.
Potem przyszedł czas na moją ulubioną zabawę – czytanie ulotek dołączonych do lekarstw i szukanie najdziwniejszych skutków ubocznych jakie mogą wystąpić. Oczywiście najbardziej hardcorowy jest antybiotyk… popatrzmy… możliwe działania niepożądane… zapalenie wątroby? Nuda. Ostra uogólniona osutka krostkowa? Nuda. Pobudzenie ruchowe? To mam bez niczego. Czarny język, który wygląda jak włochaty? Nu…? Wait! What? Aż się zerwałam z łóżka i podreptałam do lustra oglądać swój jęzor. Swoją drogą, ciekawe jak to wygląda? Czarny język mogę sobie wyobrazić, włochaty od biedy też, ale “wyglądający jak włochaty”? Co się kryje za tym stwierdzeniem? Mimo wszystko nie wrzuciłam tego w grafikę google, uznając, że czasem warto nie wiedzieć, niż potem mieć koszmary.

Cztery dni wycięte z życiorysu. A mogłam robić w tym czasie tyle rzeczy! Siedzieć na facebooku, albo na forach o komiksach, albo… Emm… Właśnie skończyły mi się opcje wykorzystania tego czasu. Mam nadzieję, że obrazowo odpowiedziałam na pytanie postawione w tytule tekstu. Aby było zabawniej, dodam tylko, że mój brat jak ma gorączkę to wygląda i zachowuje się normalnie, a ja? Jestem kupką nieszczęścia i kości, obleczoną w skórę pokładającą się po meblach. Pozdrawiam wszystkich chorujących i chorowitych.

Tekst by: M. Chudziak (Blue Bird)

Tekst pierwotnie opublikowany na #niespie.com