Piekło kobiet

Środa 21.10.2020

Odwiedzam z chłopakiem jego rodzinę. Bawimy się z dzieciakami, ogólna radość, że „ciocia i wujek” przyjechali. Patrzę na swoją chrześniaczkę i nie mogę nadziwić się jak urosła. Już chodzi i co najważniejsze nie płacze na mój widok. Gdzieś pomiędzy jednym ciasteczkiem a drugim zarzucam temat Trybunału Konstytucyjnego i o czym ta szanowna instytucja ma debatować. Wszyscy stwierdzamy, że nie ma opcji, żeby zakazać aborcji, że to pójście za daleko i nawet obecna władza by się do tego nie posunęła. Dyskusję kończymy po 5 minutach, bo nad czym tu się rozwodzić.

Czwartek 22.10.2020

Kurwa.

Słyszę „pomagaj tak, jak umiesz”. Przelewam 200 zł na zbiórkę ADT. Wydaje mi się, że to sporo. Nigdy nie wsparłam żadnej organizacji taką kwotą. Patrzę na inne wpłaty. 1000 zł to normalna suma. Robi mi się wstyd.

Piątek 23.10.2020

Odwołuje wszystkie spotkania, jakie miałam zaplanowane w pracy. Przekładam na poniedziałek, albo informuję, że „nie dam rady dołączyć”. Nie piszę dlaczego. Nie piszę, że czuję się jak otępiałe zombie i nie chcę z nikim rozmawiać. Nie chcę kontaktów międzyludzkich i small talków o pogodzie. Nie dam rady odpowiedzieć grzecznościowej formułki na „How are you?”. I’m not fine. Co jakiś czas zaglądam na Facebooka i Twittera. Czytam, obserwuję, znajduje swoje uczucia zamknięte w słowach innych ludzi. Płaczę. Nie mam siły. Kiedy nie scrolluję tablicy mój mózg sam podsuwa mi okładki, na których przedstawiano zniewoloną Wonder Woman. Cierpiącą. Związaną. Zakneblowaną. Wbrew logice znajduję w tym pocieszenie. Każdy, kto zaatakował tę heroinę, na końcu dostawał od niej srogi wpierdol. „Pomagaj tak, jak umiesz” – ja umiem w komiksy. Zaczynam sharować ta okładki, może to nic, może to pierdoła, ale może komuś też zrobi się lepiej od ich widoku?

Sobota 24.10.2020

Jedyny dzień kiedy udaje mi się od tego wszystkiego oderwać. Na krótką chwilę. Idę do biblioteki, mam tam zaplanowany panel dyskusyjny o Batmanie. Rano zastanawiam się, czy to wypada. Czy wypada rozmawiać o fikcyjnej postaci, kiedy cierpią prawdziwi ludzie? Nie umiem nic na to poradzić, ale cieszę się, że jednak ostatecznie to robię. Przez chwilę nie myślę o ogromie cierpienia i czuję się po prostu dobrze. Może dzięki temu kilka osób również oderwało się od tego piekiełka? Nie wiem. Myślę „pomagaj tak, jak umiesz” i rozgrzeszam samą siebie.

Alert RCB wysyła SMS o niewychodzeniu z domu. Pokazuję środkowy palec wiadomości. Czy to jest poważne i dojrzałe? Nie.

Niedziela 25.10.2020

Nie idę do kościoła. Nie mogę. Nie chcę. Wiem, że nie wszyscy duchowni, nie wszyscy księża, ale nie mogę. Po prostu nie. Cały dzień obserwuję to, co dzieje się w Polsce. Jeśli akurat jest jakiś live, to ja go włączam. Patrzę i czuję solidarność, czuję siostrzeństwo. To mityczne to, o którym tyle słyszałam. Czuję też wstyd, że nie jestem fizycznie na Placu Wolności w Poznaniu. A dlaczego mnie tam nie ma? Bo się boję policji. Boję się aresztu, boję się spisania i wlepienia 30k kary przez sanepid. BOJĘ SIĘ. Czytałam swego czasu relacje z zatrzymywania działaczy LGBT+ pokojowo proszących o przynależne każdemu człowiekowi prawa. Wiem, jak to potrafi wyglądać.

Poniedziałek 26.10.2020

Od rana mnie nosi. Wiem, że muszę coś zrobić, że jeśli nie wesprę marszu, to „po wszystkim” będę czuła do siebie niewyobrażalne wręcz obrzydzenie. Czy Wonder Woman schowałby głowę w piasek i przeczekała? Nie. Zaczynam sprawdzać, co potrzebuję zabrać na Plac Wolności.

Piszę do koleżanki, która uczestniczyła w proteście w niedzielę, pytam o policję (dlaczego jako obywatelka mająca pokojowe zamiary boję się policji?). Dostaję odpowiedź:

Wczoraj było spokojnie dopóki nie zaczęliśmy się rozchodzić do domów, ja byłam na Fredry jakieś pół godziny zanim zaczęli zgarniać pojedynczych ludzi. Kluczem jest powrót do domu zanim całość się skończy no i najlepiej wracać w większej grupce, przynajmniej na początku.

Słyszałam już wcześniej o tym, że trzeba mieć numer do prawnika napisany na ręce, aby w razie czego mieć kogoś, kogo można poprosić o pomoc. Nie chcę zapychać ogólnopolskich numerów. Przecież mam w znajomych tylu adwokatów i radców prawnych. Pytam o numer. Pytam, czy mogę dzwonić w nocy. Otrzymuję odpowiedź twierdzącą. Mam „swojego” prawnika, który w razie czego poinformuje mojego chłopaka co się ze mną dzieje. Czuję się trochę lepiej.

Mam spotkanie z managerką z Anglii. „Pewnie wiesz, co się teraz dzieje w Polsce?” pytam. Kobieta nie wie, myśli, że mówię o COVIDzie. Myślałam, ze polskie kobiety krzyczą tak głośno, że wszędzie je słychać. Dziwię się, że jednak nie. Opowiadam o całej sytuacji i proszę o dzień wolnego. Nie ma problemu. Przynajmniej w pracy otrzymuję wsparcie. Na sam koniec managerka mówi: „Powiedz rodzicom, że idziesz. Mogą nie być zachwyceni, ale ja jako matka chciałabym wiedzieć.”

Dzwonię do taty.

Słyszę, ze nie mam iść i mu serce pęknie, jak pójdę.

-Muszę kończyć i wracać do pracy. Kocham Cię tato.
-Ale co zrobisz?
-Przecież wiesz.

Idę się przytulić do chłopaka, bo czuję się, jakbym stoczyła najtrudniejszy dzisiaj bój, a przecież nawet nie zaczęłam.

Chcę płakać. Boję się, boję się, boję się, boję się, boję się, boję się boję się, boję się. Nie chcę trafić do aresztu. Boję się, boję się, boję się, boję się boję się, boję się. Tak bardzo się boję.

Jak poradzić sobie ze strachem przygniatającym klatkę piersiową?

Pomagaj tak, jak umiesz.

A ja umiem pisać.

——————————————————————————-

Obiecałam sobie, że podzielę się tym tekstem tylko, jeżeli trafię na protest. Jeżeli więc to czytasz, to właśnie tam jestem. Przełamałam swój strach.

Przepraszam tato.