Potraficie wyobrazić sobie rybo-ludzi siedzących na wielkich węgorzach i goniących swe ofiary przez dżunglę osadzoną na wielkim żółwiu? Nie musicie – wystarczy, że zapoznacie się z tomem Black Science: Zasada nieskończonego spadania wydanym przez Taurus Media (na marginesie: opisana na wstępie sytuacja to zaledwie pierwsze pięć stron!).
Grant McKay wraz ze swoim zespołem dokonał niemożliwego – stworzył Latarnię, dzięki której można przebić się przez barierę rzeczywistości i badać niezmierzone światy. Niestety, podczas pierwszej międzywymiarowej wycieczki coś idzie nie tak, urządzenie ulega uszkodzeniu i grupa badaczy zostaje skazana na skoki pomiędzy różnymi rzeczywistościami, bez możliwości wyboru celu podróży. Bohaterowie pragną powrócić do domu – ich jedyną nadzieją jest trafienie do świata, gdzie naprawa Latarni będzie możliwa lub łut szczęścia i skok do rodzimego wymiaru. Miejsca, gdzie grupa dociera, są dość abstrakcyjne, bo jak inaczej określić świat gdzie języki żabo-ludzi to broń pod napięciem, a Indianie mają mechaniczne zbroje? Zakręcone wymiary, w których bohaterowie muszą walczyć o przetrwanie, zaskakują czytelnika swoją pomysłowością – raz jesteśmy w dżungli, po chwili na polu bitwy czy w świątyni. Cały czas coś się dzieje i zupełnie jak w Grze o tron – nikt nie jest bezpieczny.
Bohaterowie to ludzie nauki i biznesu, których łączą więzy różnego rodzaju. Grantowi przyszło podróżować m.in. ze swoimi dziećmi, kochanką czy zazdrosnym współpracownikiem. Z upływem czasu na jaw wychodzą ich mroczne sekrety, które komplikują i tak trudną sytuację postaci. I tu leży największy problem tego tomu – żadna z osób nie da się lubić. Bohaterowie dzielą się na nijakie tło oraz egoistów/pracoholików/kłamców/etc. Podczas lektury było mi wszystko jedno, kto zginie, bo nie przywiązałam się do żadnej osoby, o której czytałam. Zupełnie jakby w natłoku akcji scenarzysta zapomniał ukazać ludzką stronę Alternautów albo zabrakło mu na nią kadrów. Rozumiem, że można kochać łajdaków, ale tych zwyczajnie nie ma za co.
Za warstwę graficzną tomu odpowiada Matteo Scalera, którego rysunki świetnie przedstawiają fantastyczne światy. Dynamika kreski pasuje do akcji, wylewającej się z każdej strony. Jednak bardziej moją uwagę zwróciły kolory, za które odpowiada Dean White. Jaskrawość barw sprawia, że odwiedzane przez bohaterów miejsca wyglądają obco, futurystycznie.
Zasada nieskończonego spadania to historia oparta na prostym mechanizmie, mocno wyeksploatowanym przez opowiadania fantastyczne. To, co broni ten tom to piękno i pomysłowość lokalizacji – każda kolejna zachwyca coraz bardziej. Tom pierwszy był miłym czytadłem, ale bez fajerwerków. Jest to jednak historia z dużym potencjałem, więc trzymam kciuki, aby został wykorzystany.
tytuł tomu: Black Science – 1 – Zasada nieskończonego spadania
rok wyd. PL: 2015
scenariusz: Rick Remender
rysunki: Dean White, Matteo Scalera
wyd.oryg.: Image Comics
oprawa: miękka
druk: kolor
ilość stron:176
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)
Tekst pierwotnie opublikowany na #niespie.com