W trzecim tomie Ascendera w końcu pojawił się Tim-21! Mila wraz ze swoją nową opiekunką zostały przetransportowane na Dirishu-6, czyli miejsce, w którym Andy przeżywał najlepszy i najgorszy czas swojego życia. To właśnie na tej niepozornej planecie dojdzie do ostatecznego starcia z Matką, a mały uroczy robot znowu będzie w centrum uwagi. Otoczony przyjaciółmi spróbuje odebrać magię komuś, kto na nią nie zasłużył.
Tim-21 w końcu dostaje swoje 5 minut i po krótce wyjawia skąd u niego wiedza magiczna. Najwyraźniej magia i technika powinny żyć w symbiozie, ale jakoś nigdy to nie nastąpiło. Jest to o tyle dziwny koncept, że nie pojawił się w ogóle w Descenderze. Najwyraźniej byty z odległej planety maszyn ukrywały więcej, niż mogłoby się komukolwiek wydawać. Matka zagarnęła zbyt wiele mocy i stała się źródłem nieszczęść niewinnych ludzi. To właśnie pole do popisu dla Tima-21! Musi pokonać kobietę, aby przywrócić równowagę w kosmosie.
Co właściwie się dzieje?
Wszystko. Walka Tima-21 i Matki jest zaskakująco krótka. W tym samym czasie Mila wraz ze swoimi nowymi sojusznikami ucieka przed żołnierzami Matki. Jej rodzice oczywiście gnają co tchu, aby zdążyć, ocalić latorośl, lecz najpierw muszą uporać się z atakiem na Sampsonie. Ich waleczni przyjaciele mogą okazać się nie tym, za kogo się mieli, co dodaje całości dramaturgii. Trudno jednak zrozumieć, dlaczego milicja umiejąca wyśledzić jednego Zbója, nie potrafiła namierzyć całej wioski naszpikowanej elektroniką. Ich zaklęcia działają tylko na malutkie roboty?
Przeniesienie akcji na Dirishu-6 tworzy ciekawą klamrę. To właśnie tutaj wszystko się zaczęło: przyjaźń Andy’ego i Tima-21, ich rozdzielenie, szczęśliwe życie rodzinki brutalnie przerwane przez matkę… Wszyscy bohaterowie, dobrzy i źli, gnają w to zapomniane przez Boga miejsce, aby dołączyć do którejś ze stron konfliktu. Telsa w sposób naturalny zostaje liderką, chociaż oczywiście musi się najpierw teatralnie nie zgodzić. Od dwóch albumów jej zachowanie jest co najmniej irytujące. Uważa, że postąpi w określony (i samolubny) sposób, aby być sprowadzona na ziemię w kilka chwil. Jej opór jest iluzoryczny.
Niestety Ascender tom 4 cierpi na przypadłość, której się obawiałam: zbyt szybkie domykanie wszystkich wątków. Nie można budować przez 3 tomy historii poszczególnych postaci, wprowadzać co chwilę kogoś z przeszłości i ukrócić to w jednym albumie. Nie twierdzę, że zakończenie serii jest kiepskie, ale aż prosi się o rozwinięcie. Wielki finał pozostawia niedosyt, a fanów Wiertacza dodatkowo gnębi. Do tego wyjaśnienie magii i jej miejsca w kosmosie rozczarowuje. Nadal nie jest dla mnie jasne, dlaczego przez tyle lat ta siła była niemal zapomniana.
Ascender tom 4 – Gwiezdne nasiono
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Dustin Nguyen
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Liczba stron: 112
Format: 180×275 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena okładkowa: 65,00 zł
Recenzowała: Małgorzata Chudziak (Blue Bird)