Zakładam, że większość osób czytających te słowa to komiksiarze. Zaczynający swoją przygodę z pelerynami albo tacy, którzy już zęby zjedli na powieściach graficznych. Doskonale wiecie, że każdy z nas w końcu wpada na taką pozycję, o jakiej opowiada WSZYSTKIM. Zasypuje znajomych wiadomościami i wywodami, dlaczego powinni sięgnąć po daną serię i jak bardzo brakuje jej w ich życiu. Mnie do Visona niemal zmusił kolega Jakub*(pozdrawiam!), więc zapoznałam się z tą pozycją już dawno temu. Sądziłam, że opowieść o syntezoidach starających się żyć, jak zwykli ludzie będzie… urocza. Przywodziła mi na myśl odcinek Batman Brave and the Bold, w którym Red Tornado chciał poczuć magię świąt. Nie byłam gotowa na to, co spotkało mnie w albumie…
Vision stworzył sobie rodzinę: żonę Virginię oraz dwójkę dzieci Viv i Vin. Niczym normalni ludzie zamieszkali na przedmieściach – kiedy superbohater leciał walczyć u boku Avengers o bezpieczeństwo świata, jego pociechy chodziły do liceum, a druga połowa doglądała domu. Chociaż wszystko to wydaje się obrazkiem typowej, amerykańskiej rodziny, to żadne z droidów nie ukrywało swojej natury. Zresztą trudno byłoby im nie zwracać na siebie uwagi, mając zielone włosy. Jeżeli dodamy do tego umiejętność latania i przechodzenia przez ściany to łatwo zrozumieć, dlaczego sąsiedzi protagonistów mieli wobec nich pewne obawy. Uratowanie wszechświata przez Visiona niemal 40 razy nie uspokoiło wątpliwości m.in. dyrektora szkoły, do jakiej uczęszczali Viv i Vin. I mogłaby to być opowieść o nie-ludziach próbujących odnaleźć się w społeczeństwie, ale…
Ale nie wszystko można przewidzieć
Niespodziewany atak na Virginię i jej dzieci uruchomi lawinę przykrych zdarzeń. Bohaterka uwikłana w kolejne tajemnice i nieudane próby zatuszowania swoich działań narazi na szwank całą rodzinę. Trudno jednak ją za to winić. Za każdym jej działaniem kryje się próba ochrony najbliższych – niczym lwica walczy o swoje dzieci i jest to bardzo ludzki aspekt jej zachowania. Jednocześnie zostawia czytelnika absolutnie zdruzgotanego tym, co dzieje się z jej rodziną. To świetnie napisana historia o dobrych droidach, których spotykają bardzo złe rzeczy. Szykujcie się na emocjonalne sponiewieranie ukryte za bardzo przeciętnymi rysunkami Walta.
Polecam Visiona każdemu poszukiwaczowi perełek w tematyce superhero. Bardzo doceniam, że przedstawione w albumie postaci nie są tylko robotami starającymi się żyć jak ludzie. Ich rozmowy i rozumowanie oparte są na kalkulacjach i logice. Nie sposób zapomnieć, czym tak naprawdę są. Jednocześnie w ich oprogramowanie wkradają się emocje, a oni sami nie zdają sobie z tego sprawy. Niszczą coś w gniewie, a później starają się logicznie wytłumaczyć to wydarzenie. Zupełnie ignorując, że pewne zachowania opierają się na uczuciach. Walka pomiędzy tym, co nakazuje oprogramowanie a tym, co ludzkie dzieje się na naszych oczach, ale bez świadomości samych zainteresowanych o jej istnieniu. Na koniec mała dygresja: nie rozumiem, jak po Visionie Marvel mógł dopuścić do opuszczenia wydawnictwa przez Toma Kinga. A jeszcze smutniejszy jest fakt, że autor nie dostał od Marvela swojego egzemplarza autorskiego i ostatecznie kupił mu go… redaktor z DC.
My DC editor, Mr. Jamie Rich, sent my wife a copy. Haha. https://t.co/0vNUSczYbT
— Tom King (@TomKingTK) 26 stycznia 2018
Vision
Scenariusz: Tom King
Ilustracje: Gabriel Hernandez Walta, Michael Walsh
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Typ oprawy: miękka ze skrzydełkami
Data premiery: 27.02.2019
EAN: 9788328134904
Liczba stron: 272
Wymiary: 16.7×25.5cm
Cena okładkowa: 69,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)
*Nawet nie zmieniłam imienia, bo marna ze mnie znajoma.