Mam w rękach ślicznie wydany komiks: ładna okładka, szersze niż zazwyczaj strony, gruba kreda. Tłumaczenie, redakcja i liternictwo także na wysokim poziomie, do jakiego wydawnictwo Non Stop Comics już nas przyzwyczaiło. Zdecydowanie nie mam się do czego przyczepić. No poza scenariuszem i rysunkami.
Tytułowa Tank Girl to niewiasta lubująca się w przemocy i alkoholu. Potrafi prowadzić czołg, a jej chłopakiem jest humanoidalny kangur. Razem z nim przeżywa bardzo dziwne przygody. I chyba w tych przygodach leży największy problem albumu – są zupełnie pozbawione logiki. Przeważnie zaczyna się całkiem dobrze: jakaś akcja, zawiązanie fabuły. Jest to np. obudzenie się w szpitalu psychiatrycznym, z którego trzeba uciec, wycieczka do dziadków na wieś albo poszukiwanie pracy. Każda z tych opowieści ma swój potencjał, a po przeczytaniu początku zaczynamy mieć nadzieję na jakąś sensowną historię. Cytując (świętej pamięci) klasyka: It’s a Trap! Bo gdzieś na końcu opowieści (a czasami nawet od jej połowy) scenarzysta zupełnie odlatuje, a wraz z nim bohaterka. Czasem nawet dosłownie, bo nagle wsiada na rower, wzbija się nad nim ponad chmury i przeżywa orgazm. Nijak ma się to, do tego, co działo się wcześniej, ale mniejsza. Rozumiem, że komiks ma być absurdalny, ale chciałabym, żeby istniał choćby nikły związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy sekwencjami. Przy lekturze Tank Girl miałam wrażenie, że scenarzysta jest leniwy, nie wie jak zakończyć, co rozpoczął, więc daje czytelnikowi rozwiązanie zupełnie pozbawionego sensu, bo przecież z założenia seria nie jest „na serio”.
Jedyna rzecz, którą uczciwie muszę oddać komiksowi, to nawiązania do anglosaskiej popkultury lat 80. Niestety jako osoba urodzona dekadę później w Polsce nie jestem w stanie wychwycić wszystkich nawiązań i zrozumieć dowcipów. Do części z nich zrobione są przypisy, ale żart, który zrozumiesz po przeczytaniu przypisu… średnio bawi. Jeżeli już zakupiliście album, to proponuję jednak zajrzeć do wspomnianych objaśnień. Niejednokrotnie są dość dowcipne i przy ich lekturze zdarzyło mi się nawet uśmiechnąć. Przechodząc do oprawy graficznej: jest ona zdecydowanie na wyższym poziomie niż scenariusz. Bardzo specyficzna i karykaturalna pasuje do założeń historii. Mam poczucie, że jej niezwykłość do jednych trafi, podczas gdy innym (w tym niestety mnie) nie podejdzie. Nie da się wobec niej pozostać obojętnym, co jest osiągnięciem na rynku komiksowym.
Tank Girl parodiuje czasy, o których mam nikłe pojęcie. Zlepek dowcipów o pierdzeniu/seksie/nagości, przekleństwa i pokazanie biustu głównej bohaterki to za mało, żebym bawiła się dobrze przy lekturze. Sprawy nie ułatwia fabuła będąca totalnym chaosem, a także ściana dymków, przez jakie trzeba się przebić na prawie każdej stronie. Są komiksy, które zestarzały się dobrze i takie, które powinny być czytane tylko w przeszłości. Niestety omawiany album należy do tej drugiej kategorii. Jeżeli w tomie najbardziej bawią mnie przypisy… to chyba nie jest to lektura dla mnie.
Tank Girl tom 2
Scenariusz: Alan Martin
Rysunek: Jamie Hewlett
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Liczba stron: 120
Format: 190×260 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: cz.-b. i kolor
Wydanie: I
Cena z okładki: 42 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)
Tekst pierwotnie opublikowany na #niespie.com