Jako dziecko uwielbiałam książki. Męczyłam domowników, aby czytali mi pozycje, które znałam już na pamięć. Moi rodzice nie wiedzieli jak się ode mnie opędzić, bo ich historie dla dzieci w ogóle nie zajmowały, a wręcz nudziły banalną fabułą i moralizatorstwem. Jako że czytałam już kilka pozycji komiksowych, których scenarzystą był Maciek Kur, to podeszłam do książki bez strachu, czy aby coś skierowane do młodszego czytelnika mnie nie odrzuci. Jak podobała mi się Sylwia Sylwester? Zapraszam do recenzji!
Cudodziejki to takie wróżki, które czynią cuda. Zanim jednak wyruszą w świat, aby wykonywać swoją profesję, to muszą odebrać solidną porcję edukacji. Młode bohaterki uczą się w niezwykłym dworku, całkiem zwyczajnych przedmiotów. Ostatecznie matematyka, przyroda, czy język polski mogą przydać w najmniej oczekiwanym momencie (nigdy bym nie powiedziała, że pisanie recenzji, będzie tym, co będę robić na co dzień, a tu proszę). Podczas lektury spotkamy całą gamę ciekawych postaci obdarzonych dziwnymi zdolnościami i cechami. Główną bohaterką jest oczywiście tytułowa Sylwia, a towarzyszą jej koleżanki: Śmieszynka, Termilka, Samowierzka, czy moja ulubienica: Lucyferetka. Często charakter postaci lub jej zainteresowania można szybko wyczytać z imienia, bo czego niby mogłaby nauczać w szkole Ekierka, jeśli nie matematyki?
Co czeka Sylwię w dworku? Oczywiście nauka!
Ale spokojnie: w książce brak opisów szkolnych zajęć. To, czego bohaterka uczy się, ma bardziej uniwersalną wartość. Czy można pomóc przyjaciółce, jeśli ona sama nie prosi o pomoc? Czy powinno się uczciwie odbywać karę, czy może podstępem ją skrócić? Czy poświęcanie swojego czasu dla niewdzięcznych ludzi jest tego warte? To tylko niektóre z pytań, na jakie odpowiedzi musi znaleźć Sylwia. Główny wątek jednak skupia się na pewnej tajemnicy, jaką koniecznie chce odkryć bohaterka. Rozwiązanie zagadki trapiącej dziewczynę zupełnie mnie zaskoczyło (zresztą sądząc po reakcji: ją również), ale także rozczuliło. Chciałabym zdradzić więcej, ale nie chcę nikomu zepsuć niespodzianki: musicie sprawdzić sami.
Tekst Maćka wzbogacają ilustracje, które wykonała Ewa Kossowska. Tu znajdziecie jej tublra, a tu Facebooka. Zostawiam linki, bo jestem pewna, że będziecie chcieli śledzić prace tej rysowniczki. Cudodziejki, który wyszły spod jej ręki, wyglądają nie tylko bajkowo, ale także uroczo. Każdy element jest dopracowany: np. Ekierka używa ręcznika w figury geometryczne, a Śmieszynka nosi dwie różne skarpetki. Niby drobiazgi, ale dodatkowo podkreślające charakter postaci. Chętnie zobaczyłabym jakiś komiks ilustrowany przez Ewę. Chociaż w Sylwii Sylwester co kilka stron jest grafika, to nie obraziłabym się, gdyby było ich jeszcze więcej!
Pozostaje mi już tylko całościowa ocena dzieła. Muszę przyznać, że pierwsze dwa rozdziały (czyli 14 stron) wprowadzające do opisywanego świata, czytało mi się wyjątkowo trudno. Stało się tak za sprawą słowotwórstwa: cudzodziejki wymyślały wyrazy, a ja musiałam je powoli odcyfrowywać. Jestem osobą, która czyta bardzo szybko, więc czułam frustrację, zatrzymując się na każdym „figlomiglowaniu” i „ześlimaczeniu”. Na szczęście dalej liczba takich fraz zmniejszyła się, a fabuła coraz mocniej wciągała. Każda kolejna strona przywiązywała mnie do postaci i faktycznie ich losy śledziłam z dużym zainteresowaniem. Jeżeli chcecie zrobić dziecku prezent, nad którym nie umrzecie z nudów, to zdecydowanie polecam tę pozycję.
Sylwia Sylwester jest Niecałopełnista
Autor: Maciej Kur
Ilustracje: Ewa Kossowska
Wydanie: I
Data wydania: Grudzień 2018
Oprawa: miękka
Format: A4
Stron: 112
Cena sugerowana: 34,90 zł
Wydawnictwo: Beelive Publishing
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)