Zapewne część z Was doskonale wie, że od dłuższego czasu badam historię Kapitana Marvela, występującego w komiksach od 2011 r. pod pseudonimem Shazam. Wbrew pozorom DC wcale nie wydało tak wiele albumów poświęconych tej postaci. Przeglądając listy serii opowiadających o Kapitanie, dawno już natrafiłam na pozycję Jeffa Smitha. Z rozmysłem unikałam lektury w języku angielskim, czekając, aż tom pojawi się na naszym rynku. Czy warto było czekać? Odpowiedź wcale nie jest jednoznaczna.
Mały chłopiec – Billy Batson mieszka na ulicy. Jakby życie na własną rękę nie było dostatecznie trudne, to na dziecko czyhają okoliczni chuligani. Pastwią się oni nad słabszymi i odbierają im skromne pieniądze, jakimi mogą dysponować bezdomni. Sytuacja Billy’ego na szczęście odmieni się na lepsze, gdy tylko spotka czarodzieja Shazama. Mężczyzna uczyni z chłopca swojego czempiona i odda mu do dyspozycji moce dawnych bogów. I tak nakreślona zostaje klasyczna historia: Billy dzięki magicznemu słowu może przemienić się w Kapitana Marvela i w tej postaci walczyć ze zbrodnią. Będzie miał się z czym mierzyć, bo Potworne Stowarzyszenie Zła postanowi podbić planetę, a do tego Sivana wytropi tajną tożsamość Kapitana. Dobrze, że ten będzie miał do pomocy swoją siostrę, a także… gadającego tygrysa.
Skoro ilość wątków wyciągniętych z klasycznych komiksów jest zawrotna, to powinnam być zachwycona, prawda?
Już na samym początku albumu odrzuca mnie jedno z jego podstawowych założeń: Billy i Kapitan Marvel to dwa zupełnie osobne byty. Nie jestem zwolenniczką koncepcji mówiącej o tym, że heros to postać oddzielona od chłopca – dorosły mężczyzna współzamieszkujący jego ciało. Każdy, kto czytał Miraclemana, zapewne domyśla się dlaczego. Duże natężenie klasycznych motywów, jak debiut Mary Marvel czy Tawky Tawny wspierający bohatera byłoby o wiele lepsze, gdyby scenarzysta nie zmieniał założeń leżących u podstaw postaci. Np. Mary jest małą dziewczynką i taka niestety pozostaje po przemianie, a Sivana to minister obrony narodowej. Zupełnie nie rozumiem, czym były powodowane te decyzje, bo zmiany tych i innych kanonicznych bohaterów za wiele nie wnoszą do historii.
Z drugiej strony opowieść jest sprawnie napisana i nawet szereg szczęśliwych zbiegów okoliczności nie kuł mnie po oczach. W superbohaterskiej przygodzie uczestniczy nie tylko Kapitan Marvel, ale także Billy. Chłopak nie siedzi więc zamknięty w ciele dorosłego mężczyzny, ale ma realny wpływ na posuwanie fabuły do przodu. Zawsze doceniam, kiedy komiks pokazuje, że nie trzeba mieć supermocy, by pomagać innym. Do tego album wygląda pięknie od strony graficznej. Twórca Gnata może pochwalić się specyficzną, miękką kreską. Historie skupiające się na Kapitanie Marvelu często są zabawne i odrobinę niepoważne (dość powiedzieć, że jeden z najgorszych wrogów herosa to robaczek z kosmosu mówiący za pomocą radyjka trzymanego na brzuszku). Sposób rysowania Smitha świetnie wpisuje się w bajkowość opowieści.
Shazam! Potworne Stowarzyszenie Zła określiłabym jako sprawnie napisaną wariację o początkach Kapitana Marvela. Mnie jako fankę postaci nie przekonała do końca przez niepotrzebne udziwnienia. Dla osób mniej zaznajomionych z najpopularniejszym herosem Fawcett Comics niemałą gratką mogą być chociażby dodatki. Jeff Smith tłumaczy w nich, jakie klasyczne komiksy i kadry wykorzystał przy budowaniu własnej wersji opowieści.
Shazam! Potworne Stowarzyszenie Zła
Scenarzysta: Jeff Smith
Ilustrator: Jeff Smith
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Format: 180×275 mm
Liczba stron: 240
Oprawa: twarda w obwolucie
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328141445
Data wydania: 27 marzec 2019
Cena okładkowa: 99,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)