Dziesięć tomów Sandmana tworzy spójną całość, do której nie trzeba nic dokładać. Oczywiście istnieje wiele serii pobocznych, ale nie ingerują one zbytnio w materię podstawowej opowieści. Dlatego z pewną obawą przyjęłam informację, że Neil Gaiman stworzy komiks opowiadający o tym, co działo się przed pierwszym Sandmanem. Sporo wody w Styksie upłynęło, od kiedy autor ten zakończył pracę nad główną serią, a jak wszyscy fani Franka Millera wiedzą, talent do robienia genialnych komiksów nie jest dany na całe życie. Mam nadzieję, że nie macie już żadnych wątpliwości, że porozmawiamy o tomie Sandman – Uwertura.

Sen z Nieskończonych popełnił błąd, w wyniku którego może zginąć cały wszechświat. Jak zapewne pamiętacie, nasz bohater jest sumienny i wykonuje pracę bardzo starannie, więc postanawia zapobiec skutkom swoich działań. W tym celu musi udać się w długą podróż poza znany nam wszechświat, do tajemniczego miasta zamieszkiwanego przez gwiazdy. Podczas misji towarzyszyć mu będzie bardzo nietypowa kompania, a on sam zmuszony zostanie… porozmawiać ze swoimi rodzicami. Gaiman w swojej historii bardzo subtelnie nawiązuje do fabuły wcześniejszych komiksów. Przez chwilę pojawia się Daniel, wspomniana zostaje Wyspa Cierni czy opowieść o snach kotów z Krainy Snów. Nie mam jednak wrażenia, że gdybym nie czytała głównej serii, to nie zrozumiałabym tej historii. Tak jak na każdym Sandmanie widnieje informacja, że tomy mogą być czytane w dowolnej kolejności, tak i tu reguła ta obowiązuje.

Cała opowieść utrzymana jest w stylistyce snu oraz wędrówki po tajemniczych krainach. J.H. Williams III, który jest mistrzem wychodzenia poza tradycyjne komiksowe kadry, genialnie sprawdza się w Uwerturze. Rysunki zaskakują swoją perspektywą i szczegółowością – każda strona to arcydzieło. Rysownik zmienia sposób tworzenia w zależności od miejsca, w którym znajdują się bohaterowie – niektóre plansze wyglądają jak malowane, inne rysowane. Zmienia się także wygląd Morfeusza, bo czyż Sen nie ma wielu aspektów? Dopełnieniem rysunków jest eksplozja kolorów, jaką serwuje nam Dave Stewart. Po każdym przewróceniu strony, zanim przechodziłam do czytania, uważnie przyglądałam się całości. Chaos wśród rysunków jest pozorny, narracja poprowadzona jest w taki sposób, żeby czytelnik nie pogubił się w planszach.

Kolejnym atutem tomu są dodatki – szkice i wywiady z twórcami. Szczególnie interesujące są wskazówki, jakie scenarzysta zostawiał rysownikowi. Williams III wspomina: Neil poprosił mnie o narysowanie miasta zrobionego ze światła. Zadanie wydaje się mocno problematyczne (mówiąc delikatnie), ale rysownik przedstawia cały logiczny wywód, jak postanowił podejść do tematu.

Na początku tomu otrzymujemy słownikowe wyjaśnienie, czym jest uwertura. Jedno ze znaczeń to: utwór instrumentalny odgrywany na początku opery (…). Tytuł jest bardzo trafny, ponieważ dzieło jest wspaniałą kompozycją rysunków, kolorów i fabuły, zupełnie pozbawioną fałszywych nut (no i pierwszy tom Sandmana także w tytule nawiązuje do muzyki). Komiks nie odstaje od głównej serii i każdy fan Morfeusza powinien mieć go na półce.

Tytuł komiksu: Uwertura
Scenariusz:
Rysunki: J. H. Williams III
Przekład: Paulina Braiter
Oprawa: twarda
Liczba stron: 232
Format: 170 x 260
Sugerowana cena detaliczna: 89,99 zł
ISBN: 978-83-281-1828-7
Data ukazania się: listopad 2016
Tematyka: Horror

Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)

Tekst pierwotnie opublikowany na #niespie.com