Shanty dostałam, kiedy byłam tak małym dzieckiem, że mama musiała schować je na kilka lat, bo prędzej zjadłabym puzzle, niż je ułożyła. Pamiętam ekscytację, kiedy w końcu rodzicielka wyjęła pudełko z szafy i wspólnie zaczęłyśmy układanie. Żeby być uczciwą: byłam trochę zazdrosna o to, jak mamie szło składanie. Dla mnie połączenie dwóch elementów było nie lada sukcesem.
Puzzle te towarzyszyły mi całe dzieciństwo. Studiowałam grafikę na pudełku – lubiłam przyglądać się temu pozornemu chaosowi. Obrazek składałam tak wiele razy, że teraz, kiedy biorę kolorowy puzzelek do ręki, to dokładnie wiem, w jakim miejscu powinien być umieszczony. Oczywiście na skutek eksploatacji moje Shanty są już wysłużone i podniszczone. Kilka lat temu chciałam kupić sobie nową wersję, ale niestety wzór ten nigdzie nie był dostępny.
W tym roku na platformie wspieram.to, pojawiła się zbiórka na ponowne wydanie moich ukochanych puzzli. Oczywiście zrobiłam stosowny przelew i o sprawie zapomniałam. Miłym zaskoczeniem była przesyłka, która do mnie trafiła w tym tygodniu:
Wydania różnią się rozmiarem oraz liczbą puzzli. Stare składa się z 600 elementów i mierzy 600×400 mm, a nowe ma 1000 puzzli i po złożeniu obrazek liczy 683×480 mm.
Poza puzzlami w przesyłce był też plakat z grafiką dokładnie w rozmiarze puzzli:
Oczywiście od razu usiadłam do składania. Więcej elementów to dłuższa zabawa! Pożałowałam tego, kiedy cały obrazek był już prawie gotowy i brakowało jedynie nieba. Chmurki zajęły mi większość czasu, który poświęciłam na układanie.
Po skończeniu obrazka złożyłam również moje leciwe Shanty, żeby zobaczyć, jak duża jest różnica w wielkości:
Warto też porównać kolory w obu wydaniach:
Przyjrzyjcie się hamakowi: od dziecka byłam pewna, że jest na nim pan, który się opala. Dopiero informacja na pudełku nowych Shantów wyprowadziła mnie z błędu.
Tak Janusz Christa wspominał z humorem o Shantach:
„Kiedyś jedne nawet w „Tele-Expressie” pokazali. To były „Shanty”. Napisał do telewizji jakiś facet oburzony: „takie świństwa i to ma być dla dzieci?” A tam była tylko jedna taka scena: stoi fregata pod żaglami w porcie i między dwoma masztami rozpięty jest hamak, a w nim można się tylko domyślać co ta para robi. Widać tylko tyłek i nogi uniesione. Synek tego faceta pytał co to jest, a ten nie wiedział jak ma dziecku wytłumaczyć. Jak to co robią? Marynarzy.”
Nowe wydanie starych puzzli to dla mnie podróż sentymentalna. Cieszę się, że posiadam niezniszczony egzemplarz, do którego będę mogła co jakiś czas wracać.
Obrazek wyróżniający pochodzi z bloga Na plasterki