Niedawno zaczęłam bawić się w domową ogrodniczkę i odkryłam na nowo pasję z czasów nastoletnich: zajmowanie się kwiatkami. Będąc jeszcze w gimnazjum, uwielbiałam ratować rośliny, które były już na skraju śmierci. Zabierałam je ze śmietników, czy klasowych sal. Szybko odkryłam, że nadal daje mi to satysfakcję. Jeżeli nie uda się ocalić: trudno, jeśli jednak akcja się powiedzie, to duma rozpiera moje serce.
Będąc na zakupach w centrum handlowym, wyparzyłam drzewko mandarynkowe w opłakanym stanie. Przecenione z 120 zł na 40 – cena nadal wygórowana, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo jest źle. Ochoczo wepchnęłam zielone nieszczęście do wózka.
Jeszcze na parkingu potrząsnęłam drzewkiem i utraciło ono wszystkie owoce, a także sporą część liści. Do domu trafiło w takim stanie:
Przesadzanie!
Roślina była dość sucha, więc ją podłam i w oczy rzuciło mi się jej podłoże. Paskudna, ciężka glina nie nadaje się do trzymania w niej żadnych roślin. Zakupiłam więc wór ziemi do cytrusów, a także 2 doniczki: jedną o podobnym rozmiarze, jak ta z marketu, a drugą sporo większą. Nauczona doświadczeniem wiem, że kupne kwiaty zazwyczaj mają przymaławą doniczkę i prędzej, niż później trzeba je przesadzić. Miałam rację! Ciasno splątane korzenie drzewka potrzebowały więcej miejsca. Samo wypłukiwanie starego podłoża zajęło z godzinę. Moczyłam bryłę w misce i delikatnie spłukiwałam brud z korzeni. Ostatecznie mandarynka trafiła do nowego lokum, ale okazało się, że wszystkie liście odpadły, a krzaczek jest w stanie agonalnym.
Co mam zrobić z tym badylem?
Moja wiedza na temat drzewek owocowych i cytrusów została zbudowana na filmikach, które oglądałam, gdy sadziłam pestki cytryny. Zazwyczaj jednak materiały opowiadały o pielęgnacji roślin, a nie ich reanimacji. Potrzebowałam porady profesjonalisty! Na szczęście jakiś pół roku temu trafiłam do grupy o cytrusach prowadzoną przez YouTubera, którego oglądam. Szybko dostałam poradę: uciąć martwe gałązki i komentarz: „Cytrusy mają wielką wolę życia, ale nie zawsze udaje się je odratować niestety.” Taka wiadomość od kogoś, kto siedzi w temacie, nie napawa optymizmem, ale nie mogłam się teraz poddać! Kupiłam sekator i zabrałam się za przycinanie. Robiłam to na czuja, bo szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, w którym miejscu kończy się martwa gałązka, a zaczyna żywa.
Pozostało czekać
Odstawiłam nieszczęśliwą roślinkę na okno i przyjrzałam się jej dopiero po 2 tygodniach. Zauważyłam kilka zielonych wypustków! Czyżby mandarynka podjęła walkę i próbowała wypuścić gałązki?
Wyraźnie widać też różnicę w kolorze pomiędzy żywym zielonkawym pniem a brązowymi martwymi gałązkami. Przycięłam więc patyczka jeszcze trochę.
Trzymajcie kciuku!
Zdjęcie wyróżniające: Laurie Boyle CC BY-SA 2.0