Siadając do Palcojada, nie wiedziałam czego się spodziewać. Komiks skusił mnie dziwnym tytułem, ładną okładką i napisem „image” na grzbiecie. Nie miałam pojęcia, jaka makabryczna historia z pogranicza kryminału i horroru wystrzeli mi w twarz.
Tytułowy Palcojad był seryjnym mordercą. Edward Warren, bo tak naprawdę się nazywa, obgryzał swoim ofiarom paznokcie aż do kości, po czym pozbawiał biedaków życia. Kilka lat później Carroll -śledczy, który tropił Warrena, chce odkryć, dlaczego mężczyzna zabijał i jaki ma to związek z miastem, z którego pochodził. W Buckaroo narodził się nie tylko obgryzający palce niewinnym ludziom wariat, ale także 15 innych najkrwawszych seryjnych morderców. Jakim cudem miasteczko wydało na świat tylu psychopatów? Carroll chyba znalazł odpowiedź na to pytanie i zadzwonił do swojego przyjaciela z FBI, prosząc go, by przybył do Buckaroo. Niestety Finch po dotarciu na miejsce nigdzie nie mógł zlokalizować kolegi. Co więcej, komuś nie spodobało się, że obcy węszą w mieście i postanowił wyeliminować kłopotliwego agenta. Po drodze trup ścieli się gęsto, a jedynym wsparciem bohatera jest lokalna szeryf mająca problem z zapanowaniem nad wzburzonymi ludźmi.
Miasteczko przedstawione w komiksie ma niesamowity klimat. Jest szare i smutne, a prawie każdy mieszkaniec jest spokrewniony z jakimś seryjnym mordercą. Akcja goni na łeb na szyje, jednak warto czasami się od niej oderwać, żeby zobaczyć, że momentami scenarzysta idzie na skróty. Czasem postaci odnajdują kolejne tropy przez zupełny przypadek albo w wyniku działań, które zwyczajnie nie mają sensu. Fabuła jednak jest tak zajmująca, że można przymknąć oko na pewne nieścisłości. Moje jedyne obawy względem tego tytułu dotyczą kierunku, w jaki może skręcić narracja. Obawiam się, że wyjaśnienie wszystkich zagadek będzie metafizyczne i magiczne. Wolałabym, aby sprawa pozostała bardziej kryminalna niż mistyczna.
A potem wszedł Brian Bendis
Nie mam tu na myśli zmiany scenarzysty. Buckaroo odwiedza ojciec świata Ulimate i szuka natchnienia do swojego nowego komiksu. Jego rozmowa z Palcojadem to najcudowniejsza część całego albumu. Morderca przekonuje twórcę, że są tacy sami, bo przecież Bendis także zabija, nawet jeśli tylko postaci fikcyjne, to jednak ktoś je przecież kocha. Zupełnie nie spodziewałam się, że osoba z krwi i kości zostanie wrzucona w fabułę.
Warstwa graficzna albumu pasuje do narracji. Rysunki są dostatecznie realistyczne, żebyśmy mieli pewność, że akcja dzieje się „naprawdę”, ale jednocześnie nie są na tyle dosłowne, by wzdrygać się z obrzydzeniem na widok tego, co zostawiają po sobie psychopatyczni zabójcy. Przygaszone brudne kolory tylko podkreślają beznadzieję i szarzyznę Buckaroo.
Jakkolwiek dziwnie nie zabrzmię: zawsze lubiłam książki i filmy opowiadające o seryjnych mordercach. Wobec tego Palcojad tom 1 miał u mnie dużego plusa za samą tematykę. Galopująca fabuła wciągnęła mnie bez reszty, nawet pomimo kilku naciąganych zwrotów akcji. Jestem niezmiernie ciekawa, co scenarzysta wymyśli w kolejnym albumie, po który na pewno sięgnę.
Palcojad tom 1
Scenarzysta: Joshua Williamson
Ilustrator: Mike Henderson
Tłumacz: Jacek Żuławnik
Typ oprawy: twarda
Liczba stron: 304
Wymiary: 17.0×26.0cm
Cena: 99,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)