Multiwersum

Grant Morrison tworzy komiks o komiksach: o tym, że fikcja na jednej Ziemi może być rzeczywistością innej. Zgrabnie nawiązuje do historii Flash of Two Worlds! wyciskając jej motyw przewodni aż do cna. Trudno byłoby znaleźć osobę bardziej kompetentną do takich zabaw konwencją niż scenarzysta Doom Patrolu. Czasami jednak Morrison ma ciągoty do tworzenia opowieści tak dziwacznych, że aż niezrozumiałych. Jak było tym razem?

Multiwersum okładkaTytułowe Multiwersum składa się 52 Ziem oraz miejsc znajdujących się poza nimi jak królestwo Darkseida, czy Śnienie. Każda wersji naszej planety posiada swoje charakterystyczne cechy i superbohaterów i każda została zaatakowana. Gdyby tylko herosi wcześniej odczytali znaki poukrywane na kartach komiksów… Niestety w większości przypadków zbyt późno przychodzi zrozumienie wiadomości przesłanych z równoległych światów.

Każdy zeszyt opowiada o zmaganiach herosów z innej Ziemi z olbrzymim zagrożeniem. Źródło wszystkich kłopotów pochodzi spoza świata znanego protagonistom i będzie wymagało zjednoczenia sił najpotężniejszych bohaterów z całego Multiwersum. Ziemie, których historie Morrison opisuje, są od siebie bardzo różne. Na jednej superbohaterowie przypominają bardziej poszukiwaczy przygód, niż herosów, a na innej mały Kal-El wylądował nie w Kansas, ale na terenie okupowanym przez nazistów. Do tego w albumie znajduje się przewodnik po wszystkich światach wraz z opisem poszczególnych Ziem. Porządkuje to historię i jest bardzo wciągającym przerywnikiem pomiędzy starciami peleryniarzy.

No i pośród tego wszystkiego jest jeszcze Ziemia-5

Thunderworld, bo tak zwie się ta wersja naszej planety, to świat, w którym porządku pilnuje rodzina Kapitana Marvela. Miłość do tych postaci może wpływać na mój osąd, ale uważam, że opowieść o Marvelach to najlepsza część tomu. Morrisonowi udało się w jednym zeszycie zawrzeć esencję przygód Kapitana. Jest magia, szalony naukowiec, a przede wszystkim rodzina herosa, która zawsze wspomaga go w walce ze złem. Do tego kapitalne rysunki Camerona Stewarta. Warstwa graficzna przywodzi mi na myśl klasyczne komiksy o ulubieńcu Shazama. Podczas lektury czułam, że obcuję z wielką przygodą, a nie walką na śmierć i życie. Wiedziałam, że nikt nie zginie, nie zobaczę śmierci i rozrywanych zwłok. Historia o Billym i jego przyjaciołach nigdy nie była miejscem dla nadmiernej brutalności, czy nieludzkich zbrodni. Thunderworld pozwala odetchnąć po poważniejszych i bardziej skomplikowanych zeszytach. Jest bezpieczną przystanią pełną znanych i lubianych herosów.

Multiwersum przykładowa strona

Graficznie album jest niejednolity, bo każdy zeszyt rysuje ktoś inny. Zazwyczaj mi to przeszkadza, ale w przypadku, kiedy scenarzysta zagłębia się w różne światy, to zmiana ich wyglądu pasuje do konwencji. Do tego zbrodnią byłoby marudzić na album, w którym swoje prace zaprezentował Frank Quitely, Jim Lee, czy wspomniany wcześniej Cameron Stewart. Nie umiem nawet wskazać najsłabszej graficznie części, bo wszystkie wyglądają co najmniej bardzo dobrze.

Multiwersum to komiks o idealnym balansie: dziwaczne pomysły Morrisona obejmujące ostatniego Monitora i dłoń kreująca świat, łączą się z dobrze napisanymi historiami superbohaterskimi. Ziemia reprezentująca świat Marvela, czy jak nazwano go w komiksie Major Comics, budzi uśmiech. Zwracanie się do czytelnika i pytanie, jaki głos słyszy w głowie podczas lektury, faktycznie sprawia, że zaczynamy się nad tym zastanawiać. Nawet jeżeli nie lubicie szalonych opowieści Morrisona, to warto zapoznać się z albumem dla samego obcowania z różnymi wersjami dobrze znanej nam rzeczywistości.

Multiwersum

Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Jim Lee, Ivan Reis, Dough Mahnke, Cameron Stewart, Frank Quitely, Ben Oliver, Chris Sprouse, Joe Prado
Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Sidorkiewicz
Format: 18,5 x 28 cm
Druk: kolor
Papier: kredowy
Liczba stron: 436
Cena: 144,99 zł

Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)