Moon Knight to jeden z najciekawszych bohaterów Marvela. I nie, nie uważam, że jest odpowiednikiem Batmana w Domu Pomysłów. Zwichrowana psychika tego herosa pomaga mu w jego superbohaterskiej karierze. Jego ciało zamieszkuje kilka osobowości, a każda dysponuje innym zestawem przydatnych cech.
Próba, która czeka na Marca Spectora to nie byle co, bo ktoś spróbuje podważyć wszystko, w co protagonista wierzył. Mężczyzna dostanie się do szpitala psychiatrycznego, gdzie personel zacznie uświadamiać mu, że Moon Knight to tylko wytwór jego wyobraźni. Wspomnienia całego dorosłego życia spędzonego w psychiatryku zaczną mieszkać się tymi, w których ubrany na biało walczył z przestępcami. Czy rzeczywiście Moon Knight to wytwór chorego umysłu? A może jakieś potężne siły próbują namieszać w życiu i głowie Marca?
Jeżeli przeczytaliście w życiu więcej niż pół amerykańskiego komiksu, to zapewne domyślacie się już odpowiedzi na te pytania. W albumie nie ma zaskakującego zwrotu fabularnego, ale za to Lemire wymyślił ciekawy sposób na zranienie Moon Knighta i wykorzystał go do cna. Marc ma problemy natury psychicznej, czego najlepszym „objawem” są jego różne osobowości.
Mężczyzna nie zajął się leczeniem swojej przypadłości (jak każdy normalny człowiek), ale zamienił zaburzenie w atut usprawniający pracę mściciela. W gruncie rzeczy zdaje sobie sprawę, że jego stan jest czymś niezwykłym, więc wmówienie mu, że jest bardziej chory, niż jest, przychodzi z łatwością. Tym razem przed herosem nie postawiono bandy zbirów do obijania, musi on zmierzyć się z własną głową. Stanie przed trudnym wyborem: podjąć się leczenia, czy uwierzyć w szaloną historię na czele z dziwnym bóstwem i popaść w odmęty absurdu.
Jazda bez trzymanki
Rzeczywistość pomieszana ze złudzeniami, a także różne osobowości Marca usiłujące dowiedzieć się, co się z nimi dzieje, pisane są chaotycznie. Przez większość lektury nie miałam pojęcia, co się dzieje i rozumiałam skołowanie protagonisty. Niestety znaków zapytania było za dużo i radość z czytania zmieniła się w wyczekiwanie na wyjaśnienia. Zupełnie nie interesowały mnie losy taksówkarza, czy producenta filmowego. Nie wiedziałam co się z nimi dzieje i starałam się szybciej przerzucać kartki w poszukiwaniu jakiegoś faktu, punktu zaczepienia rozjaśniającego fabułę.
Komiks Lemire’a jest niepotrzebnie rozbudowany. 14 zeszytów to za dużo i przebijanie się przez nie wszystkie było momentami nużące, a gdyby historię skrócić, skonsolidować to tylko by na tym zyskała. Sam pomysł na tę opowieść jest ciekawy, Lemire to bez wątpienia dobry scenarzysta, a jednak coś nie zagrało. Nie można trzymać czytelnika w niewiedzy zbyt długo, bo znudzi się czekaniem na wyjaśnienia. Dużo lepiej bawiłam się przy czytaniu Z martwych Ellisa, czy Z martwych powstaną Wooda.
Moon Knight
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Greg Smalwood
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Data polskiego wydania: 03.06.2020 r.
Objętość: 344 strony
Format 165 × 255 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 79,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)