Od kiedy czytałam Marvel Zombies, upłynęło już sporo czasu. Pamiętam, że seria ta była trochę straszna, a trochę zabawna. Niebezpiecznie balansowała na granicy czarnego humoru i ludzkiej tragedii zostawiając mnie smutną i podekscytowaną. Nie miałam pojęcia (albo zwyczajnie zapomniałam), że powstały trójkolorowe historie dziejące się w tym uniwersum. Siadając do lektury, miałam już pewne oczekiwania. Czy album im sprostał? A może tak, jak Wolverine nie oddał esencji bohaterów?
Tom składa się z krótkich zamkniętych opowieści – wycinków świata powstałego po tym, kiedy większość herosów przemieniła się już w zombie. Zaczynamy od poznania smutnych losów Daredevila zmuszanego do walk ku uciesze ludzi. Zainfekowanym dosłownie odbierane jest człowieczeństwo, ale w tym wypadku ma to również ten metaforyczny wymiar. Niegdyś bohater, teraz sprowadzony do groźnego zwierzęcia – psa zmuszanego do okaleczania innych. Czytanie o tym jest po prostu smutne.
A to nawet nie jest najbardziej chwytająca za serce opowieść
W albumie jest aż 5 historii, w których zobaczymy, jak bohaterowie tracą swoich najbliższych i rozumieją, że oni już nie wrócą. Spider-Man rozpoznający przyjaciół i powoli opadający z sił, to widok, który jest zwyczajnie przykry. To samo dotyczy historii stworzonej przez Gail Simone o Fantastycznej Czwórce, o której nawet nie chcę więcej wspominać, bo lepiej zobaczyć to na własne oczy i bez znajomości niepotrzebnych spoilerów. Ten świat jest pozbawiony nadziei i nawet najwięksi z herosów muszą się z tym pogodzić. Nie ma lekarstwa. Nikt nie przybędzie z odsieczą.
Właśnie smutek i świadomość, że nic nie da się zrobić, są siłą napędową tego uniwersum. Zazwyczaj nie martwimy się za bardzo o ulubionych bohaterów, bo przecież nie mogą zginąć, a jak już im się to przytrafi, to wiadomo, że zaraz powrócą do żywych. Tutaj nie ma to najmniejszych szans. Obserwowanie, jak rozprzestrzenia się zaraza, przeraża i fascynuje. Mało jest komiksów superbohaterskich, które tak angażują emocjonalnie. Aż niesamowite, że takie cuda dało się zrobić z wyświechtanym motywem zombie.
Marvel Zombies Czerń Biel i Krew to zdecydowanie jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy z komiksów sygnowanych trzema kolorami. Przypomniał mi, za co pokochałam ten świat i chyba czas najwyższy kupić w końcu główną serię. Uważam jednak, że nawet bez jej znajomości możecie śmiało sięgnąć po ten album. Nie napiszę, że będziecie się świetnie bawić, bo komiks kilka razy złamie wam serce. Jest to lektura dla tych, którzy lubią nieco inne i głębsze wydanie klasycznych trykotów. Nie wszystkie historie są cudowne, ale nawet te słabsze trzymają przyzwoity poziom. Nie powinniście się zawieść.
Marvel Zombies Czerń Biel i Krew
Scenariusz: Garth Ennis, Alex Segura, Ashley Allen, Gail Simone, Erica Schultz, Doug Wagner, Peach Momoko, Mat Groom, Cheryl Lynn Eaton, Steve Skroce, Stephanie Phillips, Mary Sangiovanni.
Rysunki: Rachael Stott, Javi Fernández, Justin Mason, Dale Eaglesham, Yen Nitro, Nelson Dániel, Juan Gedeon, Dee Cunniffe, Peach Momoko, Alessandro Vitti, Peter Pantazis, Leandro Fernández, Mattia Iacono, Brian Reber, Danny Earls, Stefano Landini, Espen Grundetjern.
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Liczba stron: 152
Format: 180×275 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena okładkowa: 85,00 zł
Recenzowała: Małgorzata Chudziak (Blue Bird)