Dokładnie pamiętam gry planszowe w jakie grałam jako dziecko. Rzut kostką, liczba oczek wskazywała o ile pól należy przesunąć pionek. W wersji bardziej zaawansowanej były karty specjalne z komunikatami: „idziesz na start, bo wieje wiatr”, „tracisz kolejkę, gdyż szop zjadł twoje śniadanie” etc.

Odkrycie Monopoly było olbrzymim zaskoczeniem, gra może wyglądać inaczej i być fajna! Mój zapał osłabł gdy rozgrywka trwała długie godziny, a końca nie było widać, dodatkowo brat wciskał mi gotówkę, aby „jeszcze chwilę pograć”. Przy takich skojarzeniach, chyba nic dziwnego, że gdy znajomy zaproponował wyjście na planszówki to odmówiłam. Zapraszający był jednak bardzo uparty: jęczeniem oraz mocą marudzenia zaciągnął mnie na spotkanie organizowane przez Fundację Zagrajmy. I całe szczęście!

Po pierwsze: gry.
Nie sądziłam, że tak bardzo ewoluowały od czasu mojego dzieciństwa. Namnożyły się jak grzyby po deszczu, jeszcze nie grałam we wszystkie dostępne na spotkaniach. Zachwyca także olbrzmie zróżnicowanie – jedne trenują refleks, inne strategię a przy jeszcze innych należy się mocno nagimnastykować (dosłownie!). Podczas rozgrywki mogę walczyć rasą dziwnych stworków z innymi stworzeniami, szukać skarbów na tonącej wyspie czy grać w football amerykański drużyną… elfów. W jednym tekście nie jestem w stanie opisać ich wszystkich, więc wspomnę bardziej szczegółowo tylko o mojej ulubionej, o nazwie Time’s up.  Na początku rozgrywki dzielimy się w pary – jedna osoba trzyma karty z nazwami znanych postaci (od Dody po Krzysztofa Kolumba) i stara się przekazać drugiej, czyje nazwisko ma aktualnie przed nosem. Każdy zespół ma na to 30 sekund, które odlicza mała klepsydra, oczywiście im więcej haseł odgadniętych, tym lepiej. Żeby nie było tak prosto, gra dzieli się na trzy rundy: w pierwszej możemy opisywać postać pełnymi zdaniami, w drugiej jednym słowem, a w trzeciej należy ją pokazać. O ile Kopciuszek nie jest problemem, tak przy Janie III Sobieskim należy się mocno wysilić.  Nie muszę mówić, że wygląda to niesamowicie zabawnie?

zdj. Fundacja Zagrajmy

Po drugie: atmosfera.
Znajomość jakiejkolwiek osoby nie jest potrzebna – wszyscy są pozytywnie nastawieni na wspólną zabawę. Nawiązywanie nowych znajomości wygląda mniej więcej tak:

– Chciałby ktoś zagrać w grę X?

– Pierwszy raz o niej słyszę i nie znam cię, człowieku. Pewnie, że zagram!

Obycie w regułach gier też nie jest wymogiem,  kiedy pierwszy raz trafiłam na spotkanie, byłam analfabetką w tej materii, ale zawsze znajdzie się przyjazna dusza, która wszystko wyjaśni.

To co? Może byś wpadł?
Spotkania odbywają się 2 razy w tygodniu:

  • we wtorki w pubie Setka (ul. Święty Marcin 8) od 18:00

  • w czwartki w restauracji 7 Street (ul. Piekary 12A) także od 18:00

Polecam także facebookowy fanpage Fundacji, dzięki któremu będziecie wiedzieli o nowych terminach oraz wydarzeniach planszówkowych.

Tak sensownych inicjatyw jest w naszym mieście niewiele. Jeżeli nie masz ochoty spędzić kolejnego wieczoru przed komputerem, a pobawić się w miłym towarzystwie, to zdecydowanie powinieneś rozważyć tę opcję. Na zakończenie dodam, że dobre gry… uzależniają.

tekst: M. Chudziak (Blue Bird)
foto: Ayleen Gaspar CC BY 2.0

Tekst pierwotnie opublikowany na #niespie.com