Lubię Constantine’a, a niestety poza Vertigo nie ma on za wiele szczęścia do dobrych komiksów. Aż za dobrze pamiętam, co zrobiono z nim podczas Nowego DC Comics i jak nijaka postacią jest w obecnie wydawanym Justice League Dark. Nawet Tom Taylor (!) zawiódł mnie swoją wersją Constantine’a. Inprint Sandman Uniwersum nie jest szczególnie wybitny, ale wciąż miałam nadzieję na nieco lepszego Johna. Czy John Constantine Hellblazer tom 1 spełnił te oczekiwania?
Niesfornego brytyjskiego maga spotykamy w samym środku apokalipsy, więc komiks zaczyna się z przytupem. Magiczne byty walczą, a świata już nie da się ocalić. Sam John też raczej za długo nie pociągnie, bo wbrew pozorom (i temu, co mu się wydaje) nie jest nieśmiertelny. Nieoczekiwanie jednak pojawia się ktoś, kto oferuje mężczyźnie ryzykowny układ. Dusza za ocalenie i cofnięcie się w czasie – całkiem uczciwa cena, prawda?
John trafia do współczesnego Londynu i odkrywa, jak bardzo czasy się zmieniły. Smartfony, hipsterskie knajpki i samotność, są chlebem powszednim XXI wieku. Pewne zagubienie głównego bohatera sugeruje, że został on wyciągnięty ze swoich starych dobrych komiksów i wrzucony we współczesność. Nie uczestniczył w przemianach technologicznych i społecznych, „zgubił” kilka lat pomiędzy Vertigo Comics a Black Label. Jest to dość ciekawy zabieg, którego się nie spodziewałam. Sugeruje to, że w końcu wracamy do starego dobrego Constantine’a, a nie trzeciorzędnej nudnej postaci wzdychającej do swojej byłej dziewczyny.
A czym w naszych czasach może zajmować się mag?
Wbrew pozorom bohater nie narzeka na brak zajęć. Jakieś zjawy mordują dilerów narkotykowych w parku, a dobrze (i dziwacznie) ubrany hipster pragnie uczyć się sztuk magicznych u boku Constantine’a. On sam, chociaż uparcie pozujący na samotnego wilka, będzie w tym obcym dla niego świecie, potrzebował przyjaciół. Tradycyjnie już otoczy się grupką ludzi, których wystawi na odstrzał samym przebywaniem w ich towarzystwie. Zdecydowanie na plus jest odcięcie się od znanych kompanów i wprowadzenie zupełnie nowych. Bo kto w XXI wieku rozbija się po mieście taksówką?
Długo czekałam na Constantine’a, który nie będzie rzucał kulami ognia i zaklęciami, jak z rękawa. Jego spryt, a nie umiejętności magiczne są największym atutem postaci. W końcu pojawił się scenarzysta, który to rozumie. Spurrier odrzuca wszystkie miałkie lata Johna i daje nam postać wyjętą z czasów jej świetności. Pierwszy tom jest ostrożny, akcja się zawiązuje, sekrety gęstnieją i chętnie sprawdzę, jak to wszystko się rozwinie w kontynuacji. Jestem też bardzo ciekawa, jak rozwinie się wątek głównego antagonisty, który, póki co pozostaje w cieniu.
John Constantine Hellblazer tom 1
Scenarzysta: Simon Spurrier
Ilustrator: Aaron Campbell
Tłumacz: Paulina Braiter
Typ oprawy: twarda
Liczba stron: 216
Wymiary: 17.0×26.0cm
Cena okładkowa: 79,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)