Jessica Jones: Martwy punkt

Czy można nie lubić Jessici Jones? Kobieta swoje w życiu przeszła i wbrew wszystkim okolicznościom zawsze brnęła do przodu. Długo walczyła o prawo do szczęścia, ale w końcu udało jej się osiągnąć względną życiową równowagę. Ma przy sobie kochającego męża, córeczkę i małe grono przyjaciół. Nie oznacza to, że kłopoty jej nie znajdą, ale przynajmniej nie będzie wlaczyła z nimi samotnie.

Jessica Jones: Martwy punkt okładka albumu

Tym razem Jessica odnajdzie w swoim biurze zwłoki dawnej klientki. Protagonistka z automatu stanie się główną podejrzaną, co jedynie bardziej zmotywuje ją do odszukania prawdziwego zabójcy. Szybko okaże się, że zabita dziewczyna nie jest jedyną ofiarą i ktoś wziął na celownik inne kobiety. Co ciekawe: wszystkie łączy to, że nie dają sobie w kaszę dmuchać. Silne i niezależne kobiety wyraźnie komuś przeszkadzają i wkrótce na jego liście celów do zlikwidowania pojawi się również Jessica. Bohaterka ma już za sobą starcie z kimś, kto uwielbiał kontrolować innych, więc okaże się godną przeciwniczką.

Za rysunki w albumie odpowiadał Mattia De Iulis i wykonał on swoją pracę bardzo dobrze. Świetnie oddał emocje bohaterów, robiąc duże zbliżenia na twarze, ale również sceny siekania potworów w zatoce są odpowiednio dynamiczne i zajmujące. Do tego bohaterka wyrobiła sobie nawyk szybkiego oceniania ludzi po zaledwie jednym spojrzeniu. Elementy, na jakie Jessica zwraca uwagę, spotykając kogoś po raz pierwszy, zostały odpowiednio wyeksponowane w ciekawy graficznie sposób.

Jessica Jones: Martwy punkt przykładowa strona

Nie uniknę w tej recenzji porównania Martwego Punktu do Aliasa

Sama miałam obawę, czy ktoś inny niż Bendis da radę dobrze oddać tę postać. Chociaż im więcej myślę o poczynaniach autora w DC Comics, tym bardziej nie wiem, czym się stresowałam, on sam nie dałby już rady napisać Jessici ciekawie. Zarówno rysunki, jak i fabuła zyskały trochę lekkości, ale poza tym nic się nie zmieniło. To nadal jest historia Jessici, która pokochałam przed laty, czytając jej pierwszą serię. Scenarzystka nie zapomina jednak o długiej drodze bohaterki. Od bycia samotnym wilkiem po założenie rodziny – nie można zignorować przemiany, jaka musiała zajść w międzyczasie. Stąd właśnie wynika lżejszy ton opowieści, bohaterka przepracowała to, co było toksyczne i może z podniesionym czołem ładować się w kolejne tarapaty. Jessica Jones nie jest Peterem Parkerem Marvela – nie musi permanentnie cierpieć. I całe szczęście.

Jessica Jones: Martwy Punkt to dla mnie pozytywne zaskoczenie. Kelly Thompson podeszła z dużym szacunkiem do przeszłości postaci i nie starała się odkryć koła na nowo. Do tego jej opowieść naprawdę mnie wciągnęła. Nawet się nie zorientowałam, a już skończyłam lekturę. Cieszę się, że na półce czeka na mnie jeszcze Fioletowa córka.

Jessica Jones: Martwy punkt

Scenariusz: Kelly Thompson
Rysunki: Mattia De Iulis
Tłumaczenie: Marek Starosta
Liczba stron: 136
Format: 168×257 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena okładkowa: 59,00 zł

Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)