Jenny Finn

Jestem znana już z tego, że łapię się na komiksy Mignoli, jak owad na pręciki muchołówki. Czasami wychodzę na tym dobrze, innym razem… zostaję podstępnie zwabiona do lektury, która nie ma za dużo serca i przemyślanej fabuły. Zawahałam się przy zamawianiu Jenny Finn. Do jakiej kategorii będzie się zaliczała ta historia? Raz kozie śmierć! Postanowiłam to sprawdzić.

Jenny Finn okładka

Londyn był swego czasu bardzo niebezpiecznym miejscem. Wyobraźcie sobie, że po zatłoczonych zaułkach przemykał niebezpieczny nożownik. Nikt nigdy nie przyłapał go na niecnym czynie, a odnajdywano jedynie jego ofiary. Panie świadczące pewien rodzaj usług mężczyznom odnajdywano brutalnie zamordowane i rozcięte. Nie jest to widok, który ktokolwiek chciałby zobaczyć, wracając do domu po pracy. Nie można przewidzieć, kiedy morderca znowu uderzy i nikt nawet nie podejrzewa, kto może być potworem budzącym grozę wśród kobiet.

Ale to dopiero początek problemów

Biedotę, na którą nikt nie zwraca większej uwagi, toczy osobliwa choroba. Ich ciała w dziwny sposób się deformują, a wszystko zdaje się mieć związek z niewinnie wyglądającą Jenny Finn. Dziewczynka od razu zwraca uwagę Joe’ego – chłopaka, który przybył do miasta ze wsi i miał nadzieję na zupełnie nowe życie. Nieprzesiąknięty wszechobecnym zepsuciem chce ochronić Jenny, która zdaje się nie pasować do brudnej i zatłoczonej dzielnicy. W takim miejscu może stać się jej krzywda! Rycerski mężczyzna nie chce do tego dopuścić i przez to wplątuje się w kłopoty, których nie sposób mu będzie objąć rozumem.

Rysunki w tomie są dość niepokojące. Twarze większości postaci wyglądają dość karykaturalnie. Na tym tle mała dziewczynka wygląda niczym niewinny aniołek. Tak bardzo nie pasuje do miejsca, w którym się znajduje, że nic dziwnego, iż Joe zwrócił na nią uwagę. Dodajmy do tego dziwne rybie hybrydy (Mignola znany jest z zamiłowania do takich klimatów) i już mamy piękne tło dla horroru. Klasycznie już autor Hellboya narysował jedynie okładkę i odpowiadał za warstwę fabularną, a nie graficzną, ale Troy Nixey, który narysował większość albumu, dobrze sobie z tym poradził. Klimat przeklętego, brudnego miejsca świetnie pasował do historii.

Jenny Finn przykładowa strona

Jenny Finn to stosunkowo krótka historia o potworze ukrytym na widoku. Razem z Joe możemy odkryć, co czyha w ciemnych, londyńskich zaułkach. Cała opowieść jest jednak dość przeciętna. Główny bohater prawie nie ma charakteru, bo zwyczajnie trudno byłoby go nakreślić w tak cienkim albumie. Jest białą kartką z dwoma cechami, której losy śledzimy. Macki i rybie klimaty też już nie robią na mnie takiego wrażenia, jak kiedyś. Trochę zbyt często sięga się po nie w tego typu komiksach. Z drugiej strony nie jest to przekombinowana, czy nudna historia. Określiłabym ją jako średniak, o jakim szybko zapomnę.

Jenny Finn

Scenarzysta: Mike Mignola, Troy Nixey
Ilustrator: Troy Nixey, Farel Dalrymple
Tłumacz: Jacek Drewnowski
Typ oprawy: twarda
Liczba stron: 136
Wymiary: 17.0×26.0cm
Cena okładkowa: 79,99 zł

Recenzowała: Małgorzata Chudziak (Blue Bird)