Niezwyciężony. Invincible. Mark Grayson. Trudno mi wyrazić radość, jaką poczułam, kiedy Egmont oficjalnie zapowiedział wydanie przygód tego herosa w Polsce. Z jednej strony cieszyłam się, że dzieło to trafi do większej ilości czytelników, a z drugiej zazdrościłam im pierwszego czytania historii. Bardzo przyjemnie było mi także powrócić do świata wykreowanego przez Kirkmana i przypomnieć sobie, za co pokochałam kiedyś serię. A teraz przejdźmy do rzeczy: o co w tym wszystkim chodzi?
Mark Grayson jest pozornie zwykłym nastolatkiem: chodzi do szkoły, dorabia sobie po lekcjach w fast foodzie i czyta komiksy.
To, co musi ukrywać przed znajomymi to fakt, że jego ojciec jest jednym z najpotężniejszych (jeżeli nie najpotężniejszym) superbohaterem na Ziemi. Omni-Man, bo taki pseudonim przyjął Nolan Grayson, ratuje świat na pełen etat. Niezmierzoną liczbę razy walczył z potworami, kosmitami i innymi złoczyńcami zagrażającymi ludzkiej egzystencji. Wkrótce zyska cenne wsparcie swojego jedynego syna, którego moce dopiero zaczynają się objawiać. Młodzieniec nie ma jednak nawet cienia wątpliwości: pójdzie w ślady Omni-Man. Mark przyjmuje pseudonim Invincible i zaczyna poznawać świat superbohaterów od podszewki. Jednym z pierwszych wyzwań jest zdobycie odpowiedniego kostiumu…
Historia o nastolatkach? Nie tylko!
Określenie tego komiksu jako teen dramy, czyli opowieści o dorastaniu, odkrywaniu tajemnic swoich rodziców (a wierzcie mi na słowo: Omni-Man ma olbrzymi sekret, który nie będzie łatwo przełknąć) to zdecydowanie za mało. Wątki te zgrabnie napisane i wypadające autentycznie przeplatają się z typowymi superbohaterskimi motywami. Powszechność pewnych motywów jak inwazje kosmitów czy uwięzienie herosa w innym wymiarze sprowadzana jest do normalności.
Kiedy Mark mówi mamie, że tata nie przyjdzie na obiad, bo został porwany, ona z uśmiechem oznajmia, że w takim razie mają w dwójkę więcej kotletów dla siebie. Wspaniale oddaje to, co sama czuję, czytając niektóre pozycje z Marvela. Ostatnio w Ms Marvel pojawił się wątek jakiegoś końca świata. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, domyślałam się jedynie, że ma to związek z jakimś większym wydarzeniem dziejącym się w uniwersum. Ot… kolejne widmo zagłady komiksach. W Invincible postaci reagują bardzo podobnie na wydarzenia, na jakie nie mają wpływu.
Cory Walker zilustrował pierwszą połowę albumu. Jego rysunki są momentami bardziej, a kiedy indziej mniej szczegółowe, ale zawsze pasujące do narracji. Jednak bardziej przypadła mi do gustu druga część tomu, kiedy Ryan Ottley przejmuje pałeczkę rysownika. Różnica w stylach obu twórców nie jest duża, więc przejście nie odcina się wyraźnie. Mam jednak wrażenie, że Ottley lepiej oddaje emocje i uczucia bohaterów malujące się na ich twarzach, czy wyrażone postawą ciała.
Invincible jest niesamowicie świeżym komiksem superbohaterskim.
Daje czytelnikowi zupełnie inne podejście do tematu peleryn i masek i nie jest ono ograniczone przez widzimisię wydawnictwa. Jedyna rzecz, do jakiej mogłabym się przyczepić, to nieprzetłumaczenie tytułu na język polski. Trudno jednak mieć o to pretensje do Egmontu: Tomasz Kołodziejczak podczas MFKiG zdradził, że taka była wola wydawcy. Dla równowagi: na plus muszę zaliczyć dodatki znajdujące się na końcu albumu. Bardzo zapadł mi w pamięć szkic okładki, na której Omni-man prezentuje synowi pozycje, w której się lata. Jest to typowa poza, jaką często przyjmuje Superman. Invincible nie jest nią zainteresowany i stwierdza, że dużo lepiej wygląda lot z zaciśniętą pięścią. Do tego materiały okraszone są komentarzami Kirkmana pozwalającymi spojrzeć na proces tworzenia komiksu od kuchni. Wszystko to razem, a zapewne jeszcze kilka innych rzeczy, o których przypomnę sobie 5 sekund po tym, jak tekst trafi do publikacji, sprawia, że bardzo gorąco polecam zakup tomu.
Sprawdź recenzję drugiego tomu Invincible >>>>
Invincible tom 1
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Cory Walker, Ryan Ottley
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328135451
Data wydania: 19.09.2018 r.
Papier: kreda
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 170×260 mm
Stron: 400
Cena: 99,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)