Kolejnym twórcom biorącym postać Johna Constantine’a na warsztat jest Mike Carey, czyli osoba odpowiedzialna za komiksowego Lucyfera. Przejął on pałeczkę scenarzysty serii po Brianie Azzarello i jego ciężkich więziennych klimatach. Wieść gminna niesie się po Londynie, że John się doigrał i zginął w zamieszkach. Nawet Interpol jest przekonany, że mężczyzna wącha kwiatki od drugiej strony. Oczywiście nie jest to nawet bliskie prawdy. Constantine powraca do Anglii i swoje pierwsze kroki kieruje do mieszkania siostry.
Nikt nie wie jakim problematycznym gościem jest mag, lepiej niż jego najbliższa rodzina. Powrót brata marnotrawnego jest wisienką na torcie nieszczęść, które dotknęły Cheryl. Musiała wyprowadzić się ze swojego domu i zamieszkać w podejrzanej dzielnicy. Do tego Gemma wyjechała za granicę, a kontakt z nią, stał się sporadyczny. Serce matki podpowiada, że coś jest bardzo nie tak, bo jaka nastolatka komunikowałaby się tylko za pomocą pocztówek? Jakby osobistych dramatów było mało, to po okolicy grasuje seryjny morderca atakujący prostytutki. John pomimo swojego luźnego stosunku do rodziny nie zostawi jej na lodzie.
Bohater trafia pomiędzy zębatki intrygi, której nie rozumie
Obecność Johna w Anglii nie zostaje niezauważona przez innych magów. Niektórzy cieszą się, że mężczyzna żyje, inni są zawiedzeni, a jeszcze kolejni upatrują w tym swoją szansę. Osoby odpowiedzialne za zniknięcie Gemmy mają złowieszcze plany i pomoc kogoś, tak doświadczonego magicznie, jak John mogłaby im pomóc. Na jednej szali jest więc życie siostrzenicy bohatera, a na drugiej… potężna moc, która nie powinna trafić w ręce ludzi mających niewątpliwie złe zamiary. W przeszłości wielu już szantażowało Johna w podobny sposób i nigdy nie skończyło się to dla nich dobrze. Czy tym razem będzie podobnie?
Za rysunki w albumie odpowiadało kilku rysowników i od samego początku zaczynamy od wielkiego nazwiska. Pierwsze dwa zeszyty wyszły bowiem spod ręki Steve’a Dillona i chyba nie muszę go nikomu przedstawiać. Kolejną historię zilustrował Marcelo Frusin, którego sposób rysowania bardzo przypominał mi prace Eduardo Risso. W albumie znajdziemy również prace Jocka, którego możecie kojarzyć m.in. z wydanych przez Muchę Wiedźm. Pomimo różnorodności warstwa graficzna jest na wysokim poziomie i pasuje do ponurej rzeczywistości spowijającej Anglię.
W Hellblazerze Carey’a w końcu widać następne pokolenie, które będzie zajmować się magią. Gemma nieśmiało przymierza się do tego, aby dorównać swojemu wujkowi, nie jest jednak ślepa na mroczną stronę wymarzonej profesji. Na tę chwilę trudno mi powiedzieć, czy dziewczyna nie ucieknie do bezpiecznej normalności, ale wątek kolejnej osoby w rodzinie paprającej się w paskudnych sprawach zapowiada się wyjątkowo dobrze. Mam nadzieję, że następny tom będzie go eksplorował dalej.
Hellblazer tom 1 (Mike Carey)
Scenarzysta: Mike Carey
Ilustrator: Marcelo Frusin, Steve Dillon, Lee Bermejo
Tłumacz: Jacek Żuławnik
Typ oprawy: twarda
Liczba stron: 352
Wymiary: 17.0×26.0cm
Cena okładkowa: 139,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)