Szeregi Green Lanternów zostały zdziesiątkowane podczas ich tułaczki po kosmosie. Mały oddział Yellow Lanternów, który opowiedział się za Soranik, nie ma miejsca, gdzie mógłby wybudować swoją centralną baterię i założyć nową bazę. Idealnym rozwiązaniem, które odpowie na potrzeby obu korpusów, jest połączenie ich w jeden. Lata walk pomiędzy żółtym a zielonym światłem, a także olbrzymia obopólna niechęć latarni nie pomoże w zbudowaniu zgranej drużyny.
Pierwsza połowa albumu skupia się na tarciach pomiędzy dwoma korpusami.
Jest to najsolidniejsza część komiksu, chociaż nie rozumiem, dlaczego Green Lanterni nie mają zaufania do Soranik. Kobieta wiele lat służyła razem z nimi, nie mając bladego pojęcia, że jest córką Sinestro. Część latarni zachowuje się tak, jakby wraz ze zmianą korpusu Soranik stała się inną osobą, której niekoniecznie można ufać. Dużo lepiej wypada wątek Guya Gardnera, który uparł się, żeby zwerbować do dwukolorowego korpusu jednego z najgroźniejszych popleczników Sinestro. Na oczach czytelnika rodzi się męska przyjaźń oparta na podobnym podejściu do obowiązków i kilku potężnych ciosach w twarz. Szkoda, że przy okazji Venditti od nowa pisze Gardnerowi historię dzieciństwa, zupełnie ignorując tą, która była w poprzednim uniwersum w Red Lantern Corps.
Druga połowa tomu to w dużej mierze bijatyka z kimś z przyszłości, który po prostu się pojawił. Jego motywacja staje się jasna dopiero pod koniec albumu. Do tego czasu: walka trwa, korpusy okładają dziwne konstrukty, Hal Jordan ratuje dzień – nic niezwykłego. Chwilę przed tym pojawia się najgorszy i najnudniejszy wątek: dwójka Strażników pragnie wskrzesić poległy korpus i im się to nie udaje. Niestety próbując, zmieniają status jednego z najpotężniejszych Lanternów, obdzierając go z jego niezwykłych mocy. Zapytam: po co? Odpowiem: po nic. Cieszy jednak powrót jednego starego sojusznika Green Lanternów, jaki był uznany za martwego (chociaż kto tam nie był uznany za martwego na danym etapie przygód?). Szkoda tylko, że zamiast wspierać korpusy, ponownie zostaje wysłany na samobójczą misję w kosmos.
Recenzowanie trzeciego albumu przygód Hala Jordana i jego towarzyszy jest dla mnie wyjątkowo trudne.
W tomie pojawiają się bardzo fajne motywy, pomysły i momenty. Venditti nie jest Johnsem i nigdy nie był nawet blisko tego poziomu, ale czytam jego serie od lat i Poszukiwanie Nadziei mogę śmiało uznać za jedną z najlepszych rzeczy, jaka wyszła spod jego pióra. Z drugiej strony: wiem co stanie z tymi wszystkimi fajnymi pomysłami później, przyprawiając fanów Korpusu Zielonych Latarni o palpitację serca… Sami przekonacie się już w kolejnym tomie. Natomiast ten mogę śmiało polecić słowami: jeszcze jest dobrze.
Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni tom 3: Poszukiwanie nadziei
Scenariusz: Robert Venditti
Rysunki i tusz: Ethan Van Sciver, Rafa Sandoval, Jordi Tarragona, V Ken Marion, Dexter Vines
Kolory: Jason Wright, Tomeu Morey, Dinei Ribeiro
Tłumaczenie z języka angielskiego: Marek Starosta
Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
Format: 16,5 x 25,5 cm
Druk: kolor
Papier: kredowy
Liczba stron: 168
Cena: 39,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)