Mitchell z całych sił stara się pomóc mieszkańcom Nowego Jorku. Angażuje się w różne projekty, przejawia zainteresowanie sprawami społecznymi i oczywiście tymi dotyczącymi bezpieczeństwa. Dla burmistrza Hundreda to jego miasto jest na pierwszym miejscu, a dopiero później polityka. Oczywiście mężczyzna musi liczyć się ze słowami, skoro pragnie w przyszłości ubiegać się o jeszcze wyższy urząd, ale w sytuacjach patowych kieruje się własnym sumieniem i zazwyczaj wychodzi mu to na dobre. Niestety w tym wszystkim jest jeszcze burzliwa przeszłość protagonisty, która ponownie nie da o sobie zapomnieć. Ex Machina tom 5 zapowiadał się nieźle.
Jeden z przeciwników Potężnej Machiny, którego spotkaliśmy już w poprzednim albumie, umie kontrolować zwierzęta. Wzorem klasycznego arcyłotra skupiał się na tych spektakularnie niebezpiecznych, jak tygrys czy rój pszczół. Tym razem na mieszkańców Nowego Jorku czekają rozwścieczone… szczury. Jednak dawny wróg Mitchella zginął, więc jakim cudem ktoś powiela jego sztuczki? A może przestępca wcale nie umarł? Burmistrz, czując się odpowiedzialnym za cały ten bałagan, beztrosko wyruszy do kanałów szukać sprawcy zamieszania.
Recenzja czwartego tomu Ex Machiny >>>>
Dzięki wątkom opowiadającym o jednostkach podobnych do głównego bohatera w końcu poznajemy źródło niezwykłych zdolności Potężnej Machiny. Niestety w związku z tym historia zbacza ze swoich polityczno-społecznych wątków na rzecz superbohaterskiej walki. Nie, żebym miała coś przeciwko praniu się po mordach cudacznie ubranych osobników, ale po tej serii spodziewałam się czegoś innego. Kiedy z rosnącą irytacją poznawałam kosmiczne powody, dla których Mitchell otrzymał swoje umiejętności, nagle wątek ten się zamknął i…
Nastąpiło zakończenie, które pozostawiło mnie z kłębowiskiem mieszanych uczuć.
Epilog to jak strzał w twarz i przypomnienie, że seria opowiada o prawdziwym świecie, a nie trykociarskiej rzeczywistości. Każda kolejna strona budziła we mnie poczucie dyskomfortu, a kiedy odłożyłam tom na półkę, zupełnie nie wiedziałam, jak mam go rozumieć. Mitchell przez prawie całe 5 tomów był pisany przez scenarzystę w określony sposób. Był on przewidywalnym bohaterem: chciał zrobić coś dobrego dla świata i to stawiał w centrum swojego zainteresowania. Ta motywacja nie zostaje zmieniona, ale diametralnie inne są sposoby dążenia do tego przez bohatera. Nie chcę zdradzać więcej, aby nie pozbawiać was niespodzianki, ale nie jestem przekonana, czy wstrząsanie nami na ostatnich stronach dość długiej serii było dobrym pomysłem. Co prawda dzięki temu nie tak łatwo zapomnę o całości, lecz wolałabym, aby do takich wydarzeń dochodziło stopniowo, aby bohater zmieniał się pod wpływem roli, jaką musi pełnić, a nie w ostatnim zeszycie.
Ex Machina była serią niezwykłą, bo podeszła do zagadnienia ekssuperbohatera w zupełnie nowy sposób. Mitchell zrozumiał, że ganianie po mieście z plecakiem odrzutowym nie jest najlepszym sposobem na ratunek jego mieszkańców. Dużo więcej dobrego zdziałał na stołku burmistrza. Trudne zagadnienia natury moralnej, a także polityczne rozgrywki były najmocniejszą stroną dzieła. Szkoda, że zakończenie historii nie do końca trafiło w mój gust.
Ex Machina tom 5
Scenarzysta: Brian K. Vaughan
Ilustrator: Tony Harris, Jim Clark
Tłumacz: Tomasz Kłoszewski
Typ oprawy: twarda
Liczba stron: 320
Wymiary: 17.0×26.0cm
Cena okładkowa: 99,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)