Emilkę chciałam przywieźć do Poznania z Festiwalu w Łodzi. Niestety nie miałam szczęścia, bo kiedy dotarłam na stoisko Egmontu, to tej pozycji już nie było. Wcześniej widziałam kilka stron i gagów i byłam bardzo ciekawa całości historii. Niestety musiałam poczekać na nią troszkę dłużej. A jak czuję się po lekturze? Zapraszam do recenzji.
Tytułowa bohaterka to mim z prawdziwego zdarzenia. Nie jak te, które mijacie w centrum dużych miast, ale ktoś, dla kogo pantomima to styl życia. Emilka nie tylko nie piśnie nawet słówka w całym tomie, ale będzie otaczać się niewidzialnymi przedmiotami! Czy one istnieją? A może to tylko żart utalentowanego mima? Bo jak niby można najeść się czymś, czego nie widać? Tyle pytań, a przecież dobry sztukmistrz nie może zdradzić swoich tajemnic!
I wbrew pozorom nie musi
Emilkę przyjmuje się z całą jej niesamowitością. Jest mimem, lewituje w powietrzu, kiedy wspina się na piętro swojego domu i wysyła niewidzialne przesyłki pocztowe. Niczym postać ze starej niemej kreskówki – oddająca wszystkie emocje bez pomocy słów. Jest elementem fantastycznym historii, ale nie jej główną osią. Najważniejsza w całym tomie jest… przyjaźń między bohaterkami.
Natalia i Maja mieszkają wspólnie i chyba można nazwać je przyjaciółkami. Dynamika między nimi jest dość nierówna, bo jedna pobłaża koleżance i jej pomaga, a druga to źródło samych kłopotów. Wtedy właśnie na horyzoncie pojawia się Emilka, dawna przyjaciółka Natalii. Maja zaczyna być potwornie zazdrosna o białolicą dziewczynę, ale widzi w niej także kogoś, kogo można wykorzystać. W końcu występ tak niesamowitego mima przyciągnie tłumy ludzi! Maja wydaje się początkowo „złoczyńcą” albumu, ale czy w jej serduszku naprawdę nie ma ani odrobiny empatii?
Komiksy dla młodszego odbiorcy rozpieszczają wizualnie. Niczym niezwykłym jest fakt, że wyglądają ślicznie – z dopieszczonymi postaciami i pastelowymi kolorami. Tym razem jednak miałam poczucie, że tom (nawet jak na wysokie standardy komiksów dla dzieci), zawiesza poprzeczkę niesamowicie wysoko i przez długi czas nic mnie tak nie zachwyci. Narysowanie postaci, która używa niewidzialnych przedmiotów, tak aby robiła to czytelnie? To nie wydaje się trudne, to wydaje się wręcz niemożliwe. A jednak! Emilka je, miesza herbatę, czy rozwala młotkiem budzik – przedmioty nie są widzialne, ale zawsze wiedziałam co dzieje się w poszczególnych scenach. Rysowniczka stanęła na wysokości zadania!
Odpowiedzmy sobie jednak na najważniejsze pytanie: czy Emilka Sza zainteresuje dorosłego czytelnika? Jak najbardziej! Zabawne gagi z nieoczywistymi puentami, ciekawy u samych założeń pomysł no i oczywiście warstwa graficzna. To przepis nie tylko na pozycję, którą mogę sprezentować chrześniaczce, ale również coś, co sama przeczytam z przyjemnością.
Emilka Sza – Jak wiele to nic?
Scenariusz: Maciej Kur
Rysunki: Magdalena Kania
Oprawa: twarda
Objętość: 64 strony
Format: 216×285
Cena: 34,99
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)