Od Coś zabija dzieciaki odbiłam się już w drugim tomie. Liczyłam, że właśnie w nim poznam sekrety i mitologię wiekowej organizacji chroniącej ludzkość przed potworami. Niestety zamiast tego męczyłam się okrutnie, czytając przydługie dialogi i zastanawiając się jak daleko jeszcze do końca. Pomimo wątpliwości sięgnęłam jednak po Dom Slaughterów, aby zobaczyć czy dowiem się więcej o szkole dla przyszłych łowców.
Głównym bohaterem jest Aaron, którego znamy jako zwierzchnika i opiekuna Eriki. Zanim zaczął wykańczać potwory, był zagubionym nastolatkiem w miejscu, gdzie ludzkie emocje nie są dozwolone. Nie dawał sobie rady najlepiej podczas zajęć terenowych i nie miał żadnych przyjaciół, a to czy kiedykolwiek zasłuży na miano łowcy, stało pod znakiem zapytania. Wszystko zmieniło się, kiedy do domu dołączył nowy chłopak. Ktoś, kogo Aaron interesował i czuł potrzebę pomocy słabszym.
Początek pierwszej młodzieńczej miłości
Jace pomimo młodego wieku jest świetnie wyszkolony i ma szanse zagrozić najlepszym uczennicom w wyścigu o uznanie mentorów. Ma jednak swoje ukryte motywy dalece odbiegające od chęci mordowania potworów. Agenda, jaką ma przeciwko domowi Slaughterów sięga czasów dzieciństwa chłopca i musi zostać wypełniona. Gniewny nastolatek nie mógł jednak przewidzieć, że zauroczy się w swoim niezdarnym koledze. Ten romans nie miał szansy się udać w szkole, gdzie każdy musi trzymać swoje uczucia na wodzy.
Tom ilustrował Chris Shehan i byłam przekonana, że jest to ten sam rysownik, który odpowiadał za Coś zabija dzieciaki. Otóż nie. Klimatycznie jednak są to ilustracje bardzo podobne: zwłaszcza sceny rozgrywające się w wielkim ciemnym lesie. Gęste cienie spowijają okolice i mogą skrywać paskudne stwory. Inaczej sytuacja wygląda, kiedy w retrospektywach przenosimy się do tytułowego domu. Pomimo ponurego celu tej instytucji kadry nie spływają czarnym tuszem. Pomaga to też łatwo odróżnić, kiedy cofamy się w czasie, a kiedy taplamy w smutnej rzeczywistości.
W przeciwieństwie do głównej serii w końcu mogłam zrozumieć bohatera i utożsamiać się z jego problemami. Związek dwójki nastolatków był przekonujący, a ich dramat zrozumiały. Oboje miotali się pomiędzy własnymi zasadami, narzuconym porządkiem, a rodzącym się uczuciem. Ta sytuacja nie miała dobrego rozwiązania i nawet idealistycznie myślący młodzi ludzie szybko zdali sobie z tego sprawę.
Dom Slaughterów tom 1 – Znamię rzeźnika to interesująca historia. Ciekawie obserwowało się narodziny uczucia skazanego na porażkę i galopującego w stronę dramatycznego końca. W świecie potworów nie ma miejsca na miłość, a najmniejsza słabość może doprowadzić do śmierci. Album sprawił, że nawet przez chwilę rozważałam powrót do podstawowej historii i sięgnięcie po tom trzeci. Czy jednak do tego dojdzie? Zobaczymy, co zrobię podczas kolejnych zakupów.
Dom Slaughterów tom 1 – Znamię rzeźnika
Scenariusz: James Tynion IV, Tate Brombal,
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Ilustrator: Chris Shehan
Liczba stron: 144
Format: 170 × 260 mm
Oprawa: miękka
Cena okładkowa: 59,90 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)