Niepokojąca okładka Dave’a McKeana od razu przywodzi na myśl Sandmana. Ja również dałam się na to nabrać. W rzeczywistości album zaledwie w jednej historii pobieżnie wspomina władcę Śnienia. Czy mnie to zaskoczyło? Bardzo. Czy zepsuło radość z czytania? Zapraszam do recenzji.
Album zawiera aż pięć niepowiązanych ze sobą historii, których autorem, albo (współ)pomysłodawcą był Neil Gaiman. Przed każdą z nich znajduje się strona wstępu napisana przez scenarzystę. Tłumaczy on, dlaczego dana opowieść powstała i nadaje jej szerszy kontekst historyczny. Jest to niezwykle przydatne, zwłaszcza że zeszyty powyciągane są z różnych serii. Pierwsza z nich opowiada o Potworze z Bagien, jednak nie tym, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Jack żył bowiem na długo przed Hollandem – jego jednak również zastanawiał powód własnej egzystencji.
Kolejna opowieść rozgrywa się już w teraźniejszości i opowiada o jednym z przeciwników kreatury żyjącej na bagnach. Jason Woodrue, bo to o nim mowa, nigdy nie był normalnym człowiekiem. Jego pogoń za zrozumieniem zieleni wpłynęła na umysł mężczyzny i przemieniła go w roślinne monstrum. Czy rozmowa z Parlamentem Drzew pomoże mu odzyskać spokój? Ostatnia historia kręcąca się wokół Potwora z Bagien ponownie rozgrywa się bez niego. W jednym z amerykańskich miast pojawił się potężny żywiołak umiejący skonstruować swoje ciało ze śmieci. Tylko przyjaciele Hollanda będą w stanie zaradzić temu problemowi. Jest to oczywiste nawiązanie do opowieści Moore’a, w której Potwór z Bagien zaatakował Gotham, aby ocalić ukochaną kobietę.
Chciałam Sandmana dostałam ludzi powiązanych z zielenią.
W żaden sposób nie zepsuło mi to zabawy z lektury. Bardzo lubię Sagę o Potworzę z Bagien, więc z przyjemności powróciłam do świata stworzonego w tej pozycji. Druga połowa tomu niestety nie była już tak zajmująca. Krótka opowiastka o Constantinie niczym nie zaskakuje. Przez przypadek wpada on na morderczego ducha i szybko go neutralizuje. Ostatnia historia w tomie to Sandman: Teatr nocy. Nie dajcie się jednak ponownie zwieść: prawdziwego władcy snów jest w tej opowieści jak na lekarstwo. Pierwsze skrzypce gra zupełnie inny Sandman – klasyczna postać nosząca maskę gazową i usypiająca swoich oponentów. Niestety fabuła tego komiksu jest przegadana i zwyczajnie nudna. Można by spodziewać się więcej po opisie imprezy urządzonej przez okultystów.
Graficznie cały tom trzyma niezwykle wysoki poziom. Pierwsze komiksy przywodzą mi na myśl klasyczną kreskę lat 80., którą uwielbiam. Na stronie jest wiele kadrów, a w każdym z nich znajduje się dużo tekstu i szczegółowe rysunki. Historia Constantine’a zilustrowana jest przez samego McKeana, więc chyba wiecie, czego się spodziewać. Teatr nocy narysowany i namalowany został przez Teddy’ego Kristiansena. Mężczyzna utrzymuje całą historię w niepokojącym klimacie snu, który jest najmocniejszą częścią opowieści.
Dni Pośród Nocy to pozycja ciekawa, ale nierówna. Pierwsza połowa albumu bardzo przypadła mi do gustu, kiedy drugą nazwałabym po prostu przeciętną, jeżeli nie średnią. Myślę, że fani Gaimana i/lub Potwora z Bagien powinni sięgnąć po ten komiks. Okruchy twórczości scenarzysty zebrane w jeden album to całkiem fajny pomysł.
Dni Pośród Nocy
Scenariusz: Neil Gaiman, Matt Wagner
Rysunki: Richard Piers Rayner, Mike Mignola, Dave McKean, Stephen Bissette, Mike Hoffman
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Data polskiego wydania: 04.2019 r.
Stron: 160
Format 215×285 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 69,90 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)