Daredevil – bohater doświadczony przez życie i Bendisa. W poprzednim tomie zaznał w końcu trochę szczęścia i spokoju. Przyjęłam ten fakt z dużą satysfakcją, bo ile nieszczęść może spaść na głowę superbohatera (poza standardową w komiksach śmiercią rodziców)? Teraz los śmiałka miał się odmienić, a każdy aspekt jego życia zostać pasmem sukcesów. Tyle że nie.
Pozornie wszystko zaczyna się niewinnie: stare dobre napady z bronią w ręku w ilości większej niż normalnie. Do tego Gladiator, którego możecie kojarzyć z poprzednich części, oskarżony o kilka morderstw, jakich rzekomo dokonał w więzieniu. Jeżeli pamiętacie tę postać, to pewnie nie wierzycie, że byłby w stanie kogoś poważnie uszkodzić, a co dopiero zabić. Matt również nie jest przekonany o winie swojego dawnego przeciwnika i pomimo wątpliwości, czy powinien wikłać się w ten proces, zostaje jego obrońcą. Bardzo szybko przekona się, że sprawa jest wyjątkowo skomplikowana i walczy z kimś, kto wyprzedza go o trzy kroki.
A to zaledwie początek
I chociaż wszystko to jest bardzo dramatyczne, to Daredevil dopiero zaczyna wchodzić w misternie skonstruowaną pułapkę. Przeciwnik pragnie złamać go na każdy możliwy sposób, więc dość perfidnie atakuje najbliższą herosowi osobę. Bohater w dużej mierze może jedynie przyglądać się cierpieniu tej postaci, nie mając za wiele pomysłów jak jej pomóc. Czas biegnie nieubłaganie, przeciwnik jest praktycznie niemożliwy do odnalezienia, a rozgoryczony i wściekły Śmiałek po kolei wpada w coraz to nowe pułapki. Czy da radę ocalić swoje szczęśliwe, poukładane życie, które składał do kupy przez wszystkie poprzednie tomy?
Większość albumu zilustrowali Paul Azaceta i Michael Lark, o których rozpisywałam się już wielokrotnie przy okazji innych recenzji. Tym razem wolę skupić się na jednym, wyjątkowym – setnym zeszycie serii narysowanym przez prawie 10 artystów. Po jubileuszowym komiksie stworzonym na 40-lecie istnienia postaci, na który już wcześniej marudziłam, nie spodziewałam się niczego dobrego. Tymczasem wyszło… przyzwoicie. Uznani twórcy jak Bill Sienkiewicz czy John Romita Sr. narysowali po kilka stron. Pomimo oczywistych różnic w stylach wszystko świetnie wpisuje się w historię i jest wytłumaczone halucynacjami bohatera. Fabularnie zeszyt nie wnosi zbyt wiele do albumu, ale wpasowuje się w narrację.
W komiksie zobaczymy zupełnie nowy rodzaj przeciwnika, kogoś, kto – parafrazując – nie chce zniszczyć człowieka, ale go pokonać. Nie zależy mu na pieniądzach czy władzy – ma jeden prosty cel: złamanie Matta. Nieugięty do tej pory heros nigdy nie był atakowany aż tak bardzo od strony prywatnej. Nic dziwnego, że nerwy mu puściły i w amoku zaczął popełniać błędy. Sytuacji nie polepszyło ponowne pojawienie się Lily roztaczającej wokół siebie woń Karen Page. Jeżeli chcecie poczuć współczucie dla bohatera i nie przeszkadza Wam, że jego życie zamienia się w bagno, to nie zastanawiajcie się ani chwili i przeczytajcie piąty tom przygód nieustraszonego Daredevila.
Recenzja tomu szóstego Daredevila >>>>
Daredevil tom 5: Nieustraszony!
Scenariusz: Ed Brubaker
Ilustracje: Michael Lark, Paul Azaceta
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Typ oprawy: twarda
Liczba stron: 304
Wymiary: 17.0×26.0cm
Data premiery: 25.07.2018
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)