Dzieła Franka Millera podzieliłabym na te genialne oraz bardzo słabe. Autorowi rzadziej zdarzają się twory przeciętne, niewywołujące żadnych mocniejszych reakcji. Siadając do Daredevila, nie wiedziałam czego się spodziewać. Z jednej strony zbiorek zawiera komiksy z lat 80, czyli czasów, kiedy twórca Sin City dopiero zaczynał swoją komiksową karierę i daleko mu było do tworzenia paskudnych zeszytów, przyprawiających fanów o palpitację serca. Z drugiej strony: odrzucała mnie paskudna okładka. Daredevil, jaki wyszedł spod ręki Millera, wygląda, jakby miał poważne zaburzenia odżywiania. Wielkie dłonie, nieproporcjonalnie szczupłe ciało i zbyt luźny pas przywodzą mi na myśl anorektyka, a nie superbohatera. A cóż kryje się pod tym szkaradnym obrazkiem?
Dużo prostsze, radośniejsze czasy. Pamiętacie, jak dawno temu szeregowi policjanci z chęcią przyjmowali pomoc zamaskowanych mścicieli? Albo, żeby rannemu herosowi nie ściągano maski w szpitalu? Nie wiem, jak wtedy musiało działać ubezpieczenie, skoro delikwenta w ogóle nie legitymowano. W ubiegłym stuleciu tajna tożsamość była świętością i absolutnie nie mogła dostać się do opinii publicznej. Czytanie przygód Śmiałka z dawnych lat jest, więc ciekawym doświadczeniem, zwłaszcza jeżeli czytało się wcześniej run Bendisa. Różnice w prowadzeniu narracji i rozwijaniu pewnych wątków widać jak na dłoni.
Jednak nie wszystko przeszło metamorfozę w ciągu tych kilku dekad…
Matt musi zmierzyć się z całą plejadą barwnych przeciwników. O takich postaciach, jak Death-Stalker czy Gladiator mało kto już dziś pamięta, ale spokojnie: nie zabraknie też tych lepiej znanych oprychów. Doctor Octopus, Bullseye, a nawet Hulk – z każdym z nich zmierzy się niewidomy prawnik w swoich szkarłatnych ciuszkach. Oczywiście pojawią się też wątki miłosne. Lata lecą, a Matt zawsze ma skomplikowane życie uczuciowe i zdecydowanie zbyt dużo zakochanych w nim kobiet dookoła. Jakby miał niedostatecznie mało problemów, to pewien dziennikarz, jest coraz bliżej odkrycia, kto skrywa się za maską Daredevila.
Rysunki zaprezentowane w tym tomie na szczęście nie przypominają jego okładki. Właściwe to nie przypominają nawet prac Franka Millera. Gdyby ktoś podsunął mi pod nos losową stronę z albumu, to nie zgadłabym, kto za nią odpowiadał. Poza warstwą graficzną autor stworzył też scenariusz do dwóch zeszytów i też jest to informacja, jaką mam ze stopki, bo po lekturze nijak bym się tego nie domyśliła.
Kiedy Dardevila Bendsa, a później Brubakera poleciłabym każdemu, tak tego sygnowanego nazwiskiem Millera jedynie osobom lubiącym stare komiksy. Te wchodzące w skład albumu nie zestarzały się bardzo źle, ale momentami narracja potrafi zmęczyć. Przydługawe opisy tego, co się aktualnie dzieje albo przybliżające czytelnikowi stan emocjonalny protagonisty, to coś, czego od dawna już się nie robi. Z drugiej strony ich plusem jest sporo treści zawartej w pojedynczym zeszycie. W każdym mieści się bowiem jedna, pełnoprawna przygoda Daredevila. Szkoda, że współcześnie nawet najprostsze opowieści rozbija się na kilkanaście numerów.
Daredevil tom 1
Scenariusz: Frank Miller, Roger McKenzie, David Michelinie
Rysunki: Frank Miller
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Typ oprawy: twarda
Liczba stron: 176
Wymiary: 17.0×26.0cm
Cena: 69,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)