Czarna Orchidea to komiks, który czytałam po raz pierwszy bardzo dawno temu. Pamiętam bowiem czasy sprzed piętnastej fali zachorowań, kiedy wydarzenia masowe mogły się odbywać. Te wieki temu odwiedziłam Pyrkon i zawędrowałam do Obwoźnej Czytelni komiksów. Gwar, szum, a także pośpiech, bo przecież za chwilę jest jakiś ważny punkt programu, nie pozwoliły mi do końca cieszyć się lekturą. Pamiętam, że miałam wrażenie, że jest to komiks dziwny i nie do końca trafia on w moje gusta. Wtedy sięgałam po niego tylko dlatego, że chwilę wcześniej przeczytałam całą serię Sandmana i byłam nią oczarowana. Lata później, kiedy lepiej pamiętam wrzawę Pyrkonu niż fabułę Czarnej Orchidei mam drugie podejście do tytułu – jak znajduję go tym razem?
Tytułowa bohaterka jest bardziej rośliną niż człowiekiem. Śpi sobie spokojnie pogrążona w zielonym świecie i nieświadoma swej wyjątkowości. Pobudka to dla niej szok i wkroczenie do domeny ludzi – istot brutalnych i bezwzględnych. Za Orchideą podążają mężczyźni, którzy chcą ją skrzywdzić. Zbiry wynajęte przez Lexa Luthora mają sprowadzić roślinną hybrydę na specjalnie badania. Jeżeli im się uda to protagonistka, prawdopodobnie nigdy nie ujrzy już światła dziennego. Ale na tym nie kończą się problemy, bo jej tropem podąża ktoś, kto po prostu chcę zlikwidować bohaterkę. Rości sobie do niej prawo i uważa, że jeżeli on nie może jej mieć, to nikt nie będzie.
Wszystko to spada na kogoś, kto nie do końca rozumie czym jest
Strzępki wspomnień zamordowanej przed laty kobiety wracają falami, a jedyna osoba, która mogłaby ułatwić proces przyzwyczajania się do nowych realiów, zostaje wyeliminowana. Tylko ktoś zatopiony w świecie roślin da radę pomóc Orchidei poskładać do kupy informacje na swój temat. Pierwszym przystankiem bohaterki jest więc Gotham. A jak wszyscy doskonale wiemy: nie można przybyć do tego miasta i nie wpakować się w jeszcze większe tarapaty, niż miało się na początku podróży.
Za rysunki w albumie odpowiedzialny był Dave McKean, którego chyba nie muszę nikomu przedstawiać. Jego prace perfekcyjnie wpisują się w klimat komiksu. Orchidea nie jest człowiekiem, więc może postrzegać świat trochę inaczej, niż otaczające ją postaci. Betonowe dżungle, auta czy ludzie są szaroburzy i nieciekawi. Na ich tle wybijają się kolorowe rośliny, soczysta zieleń puszczy czy… główna bohaterka. Warstwa graficzna zachwyca i przyciąga. Na album po prostu chce się patrzeć.
Po latach dużo bardziej doceniam fabułę tego komiksu. Autor ukazał zło znane nam z komiksów superbohaterskich z zupełnie inne perspektywy – z punktu widzenia kogoś, kto nie potrafi zrozumieć, dlaczego ludzie niszczą wszystko, czego się dotkną. Ludzka logika ściera się z tą “roślinną” – pozbawioną przemocy i intencjonalnego sprawiania komuś bólu. Czy piękno i dobro mają szanse przetrwać? Sprawdźcie sami!
Czarna Orchidea
Scenarzysta: Neil Gaiman
Ilustrator: Dave McKean
Tłumacz: Paulina Braiter
Typ oprawy: twarda
Liczba stron: 176
Wymiary: 17.0×26.0cm
Cena okładkowa: 69,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)