Pierwszy tom Coś zabija dzieciaki był interesującym wstępem do historii. Pokrótce przedstawił bohaterów, a także okropności, z jakimi przyszło im się mierzyć. Zachęcona sięgnęłam po kontynuację, by sprawdzić, czy scenarzysta porozwija zasygnalizowane wcześniej wątki.
Ericka zabiła potwora, który stał za śmiercią dużej liczby dzieci. Niestety nie rozwiązała tym samym problemu palącego małe miasteczko. Monstrum żywiące się młodym ludzkim mięsem pozostawiło po sobie grupkę małych potworków. Nie są to urocze nieopierzone ptaszki, ale wygłodniałe stadko, które prędzej czy później zaatakuje. Biada temu kto natknie się na watahę potworów! Czy miasto jest gotowe na kolejne zgony? Dopiero co udało się odnaleźć poszarpane ciała zaginionych dzieci. Mała społeczność nie zniesie kolejnej sesji identyfikowania zwłok najbliższych. Zakładając optymistycznie, że komukolwiek uda się przeżyć, by przywrócić imiona tym, którzy nie mieli tyle szczęścia.\
Sytuacja wymyka się spod kontroli coraz bardziej
Zagadkowy zakon wysyła opiekuna Ericki, by ten uciszył tych, którzy przez przypadek posiedli strzeżoną przez organizację wiedzę. Mężczyzna miota się pomiędzy idealistycznie patrzącą na życie dziewczyną a tym co musi zrobić, by chronić zakon. Szarpanie się tej dwójki jest jednak wyjątkowo męczące. Scenarzysta dość łopatologicznie kreśli charakter bohaterów. Dziewczyna – dobra, mężczyzna – niby zły, ale ma wątpliwości co do swoich moralnych wyborów. Cała ta relacja jest niebywale sztuczna i zwyczajnie nudna. Ericka potrafi znokautować swojego opiekuna, by ten nie narażał bezpieczeństwa dziecka, a on po odzyskaniu przytomności jest z tym całkowicie okej. W jakim świecie to tak działa? Żadnym, w który bym uwierzyła. Liczyłam na ciekawe rozwinięcie wątku zakonu, dodanie kilku tajemnic, dobudowanie mitologii dookoła wiekowej organizacji. No niestety nie doczekałam się. Pomiędzy miałkim przekomarzaniem się dwójki bohaterów a krwawą jatką zabrakło miejsca na fabułę.
Najstraszniejsza w tym horrorze jest nuda
Małe miasteczko pogrążone w żałobie to historia mająca olbrzymi ciężar emocjonalny. Złamane rodziny, które utraciły dzieci, więc z rozpaczy podejmują różne nieracjonalne działania – tak właśnie wyobrażałam sobie tę historię. Podczas lektury śledziłam losy kilku postaci, wstrząśniętego szeryfa, jego brata patologa, matki, której córeczka została rozszarpana, ale zupełnie nie czułam ich emocji. Nie przejmowałam się zupełnie kilkoma zbliżeniami na zmartwione twarze, bo chwilę później i tak przenosiłam się do nudnej rozmowy, czy szatkowania następnych ofiar w lesie. Wszyscy są smutni, ale poza tym nie mają innych cech, czy historii, która pozwoliłaby mi wierzyć, że to żyjący ludzie, a nie papierowe wydmuszki.
Coś zabija dzieciaki tom 2 to rozczarowująca lektura. Zastanawiam się, czy dać szansę kontynuacji (kiedy się ukaże, bo seria cały czas wychodzi). W recenzji poprzedniego tomu napisałam, że „widzę potencjał na wspaniałą historię lub rozczarowujący banał” i niestety skłaniam się w stronę tego drugiego. Czy da się tę historię ocalić? Szczerze mówiąc: nie wiem.
Coś zabija dzieciaki tom 2
Scenariusz: James Tynion IV
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Ilustrator: Werther Dell’Edera
Liczba stron: 144
Format: 170 × 260 mm
Oprawa: miękka
Cena okładkowa: 46,00 zł
Cierpiała przy lekturze: M. Chudziak (Blue Bird)