Anthony Chu – cybopata*, pracownik rządowej agencji starający się wykonywać swoją pracę. Dobrotliwy i okazjonalnie gnębiony przez szefa, a także inne jednostki pragnące w nierzadko obrzydliwy sposób wykorzystać jego nadludzkie zdolności. Tak przynajmniej było do czasu, kiedy jedna z najbliższych mężczyźnie osób została zamordowana.
Zapomnijcie o miłym Tonym, żarty się skończyły, czas naprostować kilka spraw. Na pierwszy plan wysuwa się śledztwo w sprawie Kolekcjonera. Nie chodzi już o wymierzenie sprawiedliwości, ale zemstę. Skuteczność Tony’ego i sposób, w jaki zacznie używać swoich zdolności, zapewni mu sporą efektywność. Z sympatycznego gościa przemieni się w Jamesa Bonda umiejącego wyjść cało z każdej opresji. Napędzany rodzinnym dramatem będzie nie do zatrzymania i nawet zrzędliwy szef z FDA nie będzie w stanie zakłócić jego śledztwa. Dodatkowo bohater postanowi poprawić swoją relację z córką i dzięki temu dowiemy się nieco więcej o matce dziewczynki. Była to jedna z tych informacji, na które czekałam od momentu pojawienia się w serii Oliwki. Poza tym w tomie możemy obserwować jak niezwykły sposób załatwiania spraw z szefostwem, odbije się na partnerze Tony’ego. Nie będą to jego jedyne kłopoty, bo zacznie on domyślać się związku Caesara z Savoyem. Niestety z przykrością muszę zauważyć, że Poyo pojawia się tylko na jednej stronie, co jest dużą wadą albumu. Oczywiste jest, że istnieje korelacja pomiędzy częstotliwością pojawiania się morderczego koguta w komiksie a czystą radością z lektury.
Chociaż mówiąc już zupełnie poważnie: Zgniłe jabłka zapewniły mi sporo dobrej zabawy. Podoba mi się zmiana, jaka zaszła w głównym bohaterze i jestem ciekawa, czy to chwilowy zryw, czy rzeczywiście nie spocznie, dopóki Kolekcjoner nie zostanie ukarany. Wszystko nadal dzieje się w absurdalnym świecie pełnym osobliwych organizacji rządowych oraz ludzi posiadających dziwne moce związane z jedzeniem. Od tych morderczych jak tworzenie broni z tortilli, po te zupełnie absurdalne, jak przyjmowanie postaci ostatnio zjedzonej rzeczy. Scenarzysta nadal potrafi zaskoczyć swoimi pomysłami, co w okolicach 35 zeszytu jest dość niezwykłe.
Chew od samego początku nie było serią dla każdego czytelnika. Czarny humor i cykliczne jedzenie zwłok nie nadają się do czytania dla wrażliwszych odbiorców. Na szczęście ja się do nich nie zaliczam i od pierwszego tomu kibicuje Chu podczas prowadzonych śledztw. Zwiększający się poziom absurdu (w tym albumie mamy wątek sekty Niepokalanego Jajka) zupełnie mi nie przeszkadza i czyni serię mocno nieprzewidywalną. Już nie mogę doczekać się lektury tomu ósmego, który to leży już jakiś czas na mojej kupce wstydu.
*To jest recenzja tomu siódmego serii. Jeżeli nie znasz tego słowa, nie wiesz, co ono znaczy, to zdecydowanie nie powinno Cię tu być.
Chew tom 7: Zgniłe jabłka
Scenariusz: John Layman
Rysunki i kolory: Rob Guillory
Tłumaczenie: Robert Lipski
Wydawnictwo: Mucha Comics
Liczba stron: 128
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN 978-83-61319-95-5
Wydanie pierwsze
Cena okładkowa: 49,00 zł
Premiera: 20 września 2017
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)
Tekst pierwotnie opublikowany na #niespie.com