Pobyt bohaterów na Gnish musi się jak najszybciej zakończyć i to nie tylko dlatego, że z mordowania robotów zrobiono tam sport narodowy. Nowi, mechanicznie towarzysze Tima-21 zdestabilizują sytuację polityczną planety, a nawet całego układu. Rada Zjednoczonej Galaktyki musi poradzić sobie z widmem nadciągającej wojny.
Na szczęście jest dokąd uciekać, bo maszyny stworzyły swój własny świat, azyl, gdzie każdy robot może czuć się bezpiecznie. Właśnie tam, na tytułowy Mechaniczny Księżyc zabiorą Tima-21, Teslę oraz doktora Quona. Roboty zdają się tolerować organicznych gości (więźniów?), ale jak długo wytrzymają obecność przedstawicieli swoich oprawców? Mały android, który chce odszukać towarzysza zabaw, zaufał najpierw Tesli, a teraz Hardwire, może wpaść w nie lada tarapaty. Każdy ma inny powód, aby wykorzystać dziecinną naiwność Tima-21. Rozgrywka pomiędzy dorosłymi, w której pionkiem jest dziecko, to bardzo angażujący emocjonalnie wątek.
Ponadczasowa przyjaźń?
Kolejna bardzo wciągająca nitka fabularna odchodzi od postaci Andy’ego – chłopca (a teraz już młodego mężczyzny), którego androidem był Tim-21. Bohater zdaje się w ogóle nie przypominać siebie sprzed 10 lat. Kontrast widać niezwykłe wyraźnie szczególnie podczas retrospekcji, których i tym razem nie zabraknie. Wszystko to nasuwa oczywiste pytanie: co takiego wydarzyło się w życiu chłopaka, że całkowicie go zmieniło? Ciekawe także jak przebiegnie jego spotkanie z dawnym przyjacielem, bo mam nadzieję, że wkrótce do niego dojdzie.
Tim-21 nie jest jedynie robotem zaprogramowanym, aby być jak człowiek. Widać to wyraźnie, kiedy zestawimy jego zachowanie z tym, które przejawia Tim-22. Teoretycznie powinni być podobni, w taki sam sposób uczyć się uczuć i zachowywać jak normalne dzieci. Jednak doświadczenie życia wśród normalnej rodziny i bycie traktowanym jak jej członek inaczej ukształtowało bohatera. Pomimo tragedii, jaką niewątpliwie były dla niego wydarzenia na stacji, robot skupia się na dobrych chwilach ze swoim przyjacielem, którego pragnie odnaleźć. Niemożliwe jest niekibicowanie mu.
O niesamowitych malunkach Dustina Nguyena, chyba nie muszę się rozpisywać? Jego specyficzny styl nadaje komiksowi Lemire’a artystycznego charakteru. Na osobne omówienie zasługują plansze z retrospekcjami. Nie ma na nich klasycznego podziału na kadry, ale obrazy nachodzą na siebie. Pomimo braku uporządkowania sekwencji scen nie sposób pogubić się w prowadzonej narracji. Rozłożenie dymków w pozornym chaosie obrazów nie pozostawią wątpliwości, w jakiej kolejności należy je czytać.
Dwie dziejące się równolegle historie wciągają czytelnika w kosmiczny, fantastyczny świat. Nie mogę doczekać się, aż w końcu dojdzie do spotkania wszystkich bohaterów – obie grupy do tego dążą, ale droga pomiędzy nimi jest długa i usłana przeciwnościami. Nadal kibicuję Timowi-21, czyli najbardziej uroczemu dziecku w całej galaktyce. Oby udało mu się połączyć ze swoimi przyjaciółmi (i oczywiście „psem”), chociaż niestety wszystko zwiastuje, że wkrótce Rada Zjednoczonej Galaktyki zwiększy środki, aby problematycznego androida wyeliminować.
Zobacz recenzję trzecigo tomu Descendera >>>>
Descender tom 2: Mechaniczny Księżyc
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Dustin Nguyen
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawnictwo: Mucha Comics
Liczba stron: 120
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN 978-83-65938-18-3
Wydanie pierwsze
Cena okładkowa: 55,00 zł
Premiera: 7 sierpnia 2018
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)