„Najbardziej poniewierany przez życie chłopak Marvela i jego problemy” to najlepszy podtytuł, jaki mogłaby dostać seria opisująca bohaterskie przygody Petera Parkera. Pasowałby on oczywiście także do szóstego tomu Ultimate Spider-mana. Czekają w nim na nas starzy-nowi wrogowie, a także kolejny tragiczny zgon. Dzień jak co dzień w świecie ścianołaza.
Tym razem na młody bohater zmierzy się z Carnagem. Ten przedziwny stwór, bezrozumna maszyna do zabijania będzie usiłowała odnaleźć Petera, a kogo spotka po drodze? Oczywiście najbliższych protagonisty. Ten ponownie odczuje, jak jego niebezpieczne życie może zagrozić niewinnym ludziom, którymi jest otoczony. Jest to dość klasyczna refleksja nawiedzająca serię od samego jej początku, nie ma w niej nic odkrywczego. A jakby tego było mało, sama walka ze złoczyńcą jest wyjątkowo mało satysfakcjonująca. Kilka stron i już kolejne olbrzymie zagrożenie zostaje pokonane. Trudno też mówić o jakimkolwiek budowaniu napięcia, kiedy cały i zdrowy Peter relacjonuje komuś walkę. Wiemy więc już, że wyszedł z niej bez większego szwanku, bo poznajemy ją z opowiadania.
Kolejna zamieszczona w albumie opowieść jest tak zła, że aż sam scenarzysta przeprasza pod jej koniec za to, co stworzył. Niestety wplątał w tę kiepską historię Wolverine’a, co tylko spotęgowało moją frustrację. Najgorsze była jednak wyjaśnienie wydarzenia wokół, którego zbudowano fabułę. Puenta komiksu pokazywała mutantów (a konkretnie jedną telepatkę) w bardzo niekorzystnym świetle. Wspomniana bohaterka zabawiła się życiem drugiego człowieka w niemiły sposób i… nic się z tego powodu nie dzieje. Nie ma żadnej refleksji, o wyciągnięciu jakichkolwiek konsekwencji nie mówiąc.
Zobacz recenzję czwartego tomu Ultimate Spider-man >>>>
Postać skąpana w płomieniach
Najbardziej sympatyczna i najprzyjemniejsza część tomu wprowadziła do opowieści Johnny’ego Storma. Nie jest on jeszcze oficjalnie Ludzką Pochodnią i ukrywa swoje zdolności przed światem. Trafia do liceum, do którego uczęszcza Peter i oczywiście szybko wplątuje się w kłopoty. Zawsze lubiłam historie angażujące Fantastyczną Czwórkę, więc i ta przypadła mi do gustu. Przypomniała mi również o dziwnej, ale jednocześnie wciągającej serii Ultimate Fantastic Four. Jak nie czytaliście, to proponuję dać tej pozycji szansę.
Ultimate Spider-Man tom 6 to wyraźny spadek formy scenarzysty. Przygody nie angażują, jak wcześniej i nawet utrata kolejnego ważnego bohatera została przeze mnie przyjęta wzruszeniem ramion. Nie było nawet czasu na należytą żałobę, bo od razu pojawiła się dziwaczna opowieść o Wolverinie. Dość mocno wytrąciła mnie ona z głównej fabuły. Do tego kolejne baty spadające na bohatera również nie wzbudzają większych emocji. Peter znowu cierpi i cóż w tym dziwnego? Jego przeznaczaniem jest cierpienie i olbrzymia niesprawiedliwość losu. Kogoś jeszcze to dziwi?
Zobacz recenzję siódmego tomu Ultimate Spider-mana >>>>
Ultimate Spider-Man tom 6
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Mark Bagley
Przekład: Marek Starosta
Wydawca: Egmont
Oprawa: twarda
Stron: 300
Papier: kreda
Druk: kolor
Format: 170×260
Cena: 99,99 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)