Syzyfowe prace

Żeby zrozumieć dokładnie, ogrom beznadziejni tej opowieści, polecam lekturę poprzedniego tekstu.

Sala w hotelu przypomina klimatem PRL. Grube, zielone kotary zasłaniają okna, na podłodze ustawione w rządki stoją krzesła. Pierwsza godzina to pokazywanie filmików o tym jak dobrze ludzie bawią się w tej „Firmie”, imprezy z całego świata, wręczanie jakiś nagród a w tle muzyczka. Po chwili wchodzi dwóch „ważnych panów w garniturach i z włosami na żel”, wita się ze sobą przytuleniem oraz głośnym całusem w policzek. <Staramy się ze znajomym nie spaść z krzesła ze śmiechu.> Coś tam ze sobą ustalają, włączają jeszcze jeden filmik i po chwili wychodzą. Pojawia się za to „Białowłosy prawnik”. Wita nas i mówi, że jak będzie przedstawiał gości to mamy klaskać. I, że będą wyróżnienia dla tych co awansują do kadry kierowniczej i, że też mamy klaskać.

Najpierw idą ci panowie od całowania, później jeszcze jakaś dyrektorka, a dalej ci co awansowali (tej całej kadry kierowniczej to jest więcej niż tych co na szkolenie przyszli). Pół godziny klaskania. Oni chyba specjalnie kazali nam przyjść, żeby miał kto klaskać. Po wyjściu obu całuśnych dyrektorów, Białowłosy mówi:
-No to ile lat byście dali dyrektorowi seniorowi krajowemu? <nie wiem po co taka długa nazwa, jakby nie można było powiedzieć normalnie: „Supersayanin?”>
-32? –wyrywa się jakaś laska z tłumu.
-Oj, troszkę więcej…
-33!
-Tak dokładnie. 33 lata i już jest dyrektorem! Młody? Młody! Przystojny? –podsuwa jakiejś dziewczynie mikrofon pod nos.
-Tak…?
-Ale proszę pamiętać, że ma żonę. Hahaha. A tak na poważnie to ile kosztują dobre buty? No jak pani myśli?
Dalej to już poezja: wyliczenia jacy to będziemy bogaci, przykłady ile to tysięcy można zarobić, jak to po miesiącu ma się już kierownicze stanowisko… No i tak spędziłam 6 godzin. Fajnie, nie?

Ostateczna rozmowa z „dyrektorem Białowłosym”

-Proszę powiedzieć gdzie pani mieszka.
-W K. z rodzicami.
-A ile lat mają rodzice?
-Przed pięćdziesiątką.
-To młodzi ludzie. A gdzie mama pracuje?
-W urzędzie.
-A tata?
-W prywatnej firmie.
-A czym się firma zajmuje?
Po zadaniu pytań o całą rodzinę Pan przechodzi do rzeczy:
-Pani się nie będzie zajmować sprzedażą tylko rekrutacją ludzi którzy będą sprzedawać. Każdy kto zawrze umowę to prowizja! Pani pracuje tylko z ludźmi i dokumentami, żadnych klientów. Wystarczy, że pani do jutra zawrze jedną umowę. Lokata za 200 zł. Procent składany. Czysty zysk. Z resztą proszę pomyśleć, to by było nie fair w stosunku do tych których pani zwerbuje: oni mają podpisywać umowy a pani żadnej nie zrobiła…
-Yyy…. a na ile ta lokata?
-10 lat. Już po 3 jest zysk.
-I te 200 zł… to co miesiąc, tak?
-Dokładnie. Dodatkowo, pani za tę umowę ma 500 zł + pierwszą ratę 200 zł płacimy my! Czy to nie wspaniałe?
-Ale ja nie znajdę nikogo…
-No jak to? Rodzice pani nie pomogą? To młodzi ludzie, już niepostępowi?
-Oni w coś takiego raczej nie wierzą… -zastanawiam się jak uciec.
-A w Boga wierzą?
-Tak…
-A jaki mają namacalny dowód na to, że Bóg istnieje? Żaden. A tutaj? Czysty zysk.
-Wie Pan co… -z wahaniem próbuje się wycofać.
-To może babcia!
-Wolałabym jej w to nie mieszać… -już nie mówię, że raczej zysku to ona nie dożyje.
-A dziadek?
-Nie mam dziadka…
-To może partner? Proszę się nad tym zastanowić. Ja zostawię teraz Panią na chwilę z kolegą. Jeszcze proszę go podpytać jak się tu pracuje.

Białowłosy wychodzi. Zostaje z gościem, który przyprowadzał ze mną pierwszą rozmowę. Szybko chwytam płaszcz i mówię:
-Yyy… przepraszam to chyba nie dla mnie… Ja już może sobie pójdę.
-A… szkoda, no ale rozumiem. Nie każdy się nadaje aby tu pracować.
Szybko się ewakuuję. Zostawiam z recepcji pismo, że rezygnuję po czym wygrywa we mnie poznańska dusza bo pytam: „emmm… a te zdjęcia… to mogłabym jakoś odzyskać?”. Pani zapewnia, że za trzy miesiące wszystko mi odeślą. Ufff…. czyli poza czasem nic nie straciłam.

Posumowanie

NIGDY WIĘCEJ. No chyba, że ktoś koniecznie chce lokatę. Płacisz 200 zł co miesiąc przez 10 lat abym mogła sobie z pół roku popracować. Jacyś chętni? Bo wiecie to „czysty zysk”. Już po 3 latach! Prawdopodobnie.

Tekst: M. Chudziak (Blue Bird)
Obrazek wyróżniający: Gratisography

Tekst ukazał się wcześniej na moim blogu.