Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi dobiegł końca, podróż odespana, część zakupionych komiksów przeczytana, można zabrać się za relacjonowanie. Klikając na tytuły akapitów zostaniesz przekierowany do odpowiedniego albumu ze zdjęciami z eventu!
#1 Nie śpię, bo spotykam gości
Przekrój zaproszonych postaci był olbrzymi, od Dema po Loisela. Jak co roku system numerkowy przyprawił komiksiarzy o palpitację serca. Początkowo należało ustawić się w olbrzymią kolejkę po numerek do kolejki danego artysty. Wystałam swoje 45 minut, przede mną nadal było ze sto osób, kiedy skończyły się karteczki z numerami do Rosińskiego i Andreasa, a tylko ta dwójka mnie interesowała. Kiedy goście dawali autografy było niewiele lepiej – na osobach, które podchodziły z większą ilością komiksów do podpisania dokonywał się publiczny lincz. Strefę z autografami opuszczałam z dużą ulgą chociaż bez podpisów niestety. Łatwiej było o spotkanie z polskimi vlogerami. Dem dzielnie podpisywał swoje komiksy, Uncle Mroowa przybił hi5, Cyber Marian cały dzień nosił naszą vlepkę na koszulce, a Gurgiemu trzymałam kamerę podczas nagrywania recenzji kawy (pewnie nie opublikuje, bo taki ze mnie kamerzysta jak z USOSa działający program, ale liczą się chęci).
#2 Nie śpię, bo odwiedzam panele dyskusyjne
Z powodu mnogości spotkań i braku posiadania klepsydry Hermiony, nie dało się odwiedzić wszystkich ciekawych dyskusji. W pamięci pozostało spotkanie z okazji 75-lecia Batmana, gdzie usłyszeliśmy o zmianach jakie zeszły w Mrocznym Rycerzu na przestrzeni lat.
Kolejnym ciekawym panelem było spotkanie z Tomaszem Kołodziejczakiem z okazji 15-lecia Egmontu (dobra, przyznaję się, że zostałam „kupiona” krówkami, które tam rozdawali). Dowiedziałam się, że Świat Komiksu w formie czasopisma nie powróci, dodruku Swamp Thinga nie będzie (chlip, chlip) natomiast ukażą się kolejne tomy Amerykańskiego Wampira (łapka w górę). Ostatnim panelem o którym wspomnę, było spotkanie z przedstawicielami studia charakteryzatorskiego Istar-Art zajmującego się tworzeniem z lateksu i sztucznej krwi ran oraz innych dziwnych rzeczy, na widok których ludziom robi się słabo. Myślę, że to zdjęcie wyraża więcej niż tysiąc słów:
#3 Nie śpię, bo poznaję cosplayerów
Kostiumy uczestników zachwycały precyzją oraz wykonaniem. Pokrycie całego ciała farbką czy chodzenie w ciężkim kostiumie zasługuje na wyrazy uznania. Cosplayerów zachęcam do oznaczania się w naszym albumie ze zdjęciami. Więcej na temat ludzi ze smykałką do przebierania się przeczytacie w kolejnym moim artykule, gdzie pojawi m.in. wywiad z: kairi in COSPLAYland oraz Zel COShorse. Zapraszam bardzo serdecznie, a teraz łapcie jeden z moich ulubionych cosplayów:
#4 Nie śpię, bo odwiedzam wystawców
Komercyjne stoiska kusiły komiksami i figurkami w atrakcyjnych cenach (sama zostawiłam tam sporą część ostatniej wypłaty):
Znalazłam także cuda zrobione z Lego przez stowarzyszenie Zbudujmy to (dlaczego ich fb ma tylko 300 lajków?!). Uwierzycie, że z klocków można zrobić coś takiego?
W sobotę od godziny 10:00 miały odbyć się turnieje gier organizowane przez Fan4Fan tj. League of Legends, Counter Strike: Global Offensive, Dota2, Heart Stone oraz StarCraft II. Z powodu (prawdopodobnie) ataku na sieć, rozgrywki rozpoczęły się dopiero o 17:00. Gracze zostali po zamknięciu Atlas Areny i nadrobili pierwsze fazy turnieju dwa razy szybciej niż było to przewidziane, dzięki czemu w niedzielę finały odbyły się o właściwym czasie, zgodnie z planem.
O dziwo, na miejscu znalazły się także gry, które kojarzyłam jak np. Tekken – jego rozgrywki były wyświetlane przez rzutnik. Nie wiem kto się dorwał do pada, ale to musiał być straszny człowiek, bo grał ZAFINĄ, która rusza się potwornie, niczym dziewczynka z „Ringu”, brrrr.
Jeżeli mam na coś ponarzekać, to zdecydowanie na brak miejsca noclegowego na terenie Atlas Areny oraz na zamknięcie jej równo o 20:00, kiedy siedziałam jeszcze na panelu. Podreptałam na główną płytę, popatrzyłam na blask bijący od ekranów grających, a potem na wyjścia zagrodzone żółtą taśmą, i poczułam olbrzymie zmęczenie oraz chęć położenia się gdzieś w kąciku. Zaczepiłam pana z ochrony, z prośbą o wskazanie wyjścia oraz szatni. Ostatecznie błądziliśmy korytarzami, windami i dziwnymi przejściami przez dobre 15 minut, tracąc już nadzieję, że kiedykolwiek stamtąd wyjdę. Ta niezwykła sytuacja nie była jednak w stanie przyćmić mojego zachwytu Festiwalem. Co tu dużo mówić – za rok będę znowu przemierzać Atlas Arenę, mam nadzieję, że Wy także.
Tekst i zdjęcia: M. Chudziak (Blue Bird) Pomoc przy tekście o grach: Piotr "Zbój" Paluga (dziękujemy bardzo!)
Tekst pierwotnie opublikowany na #niespie.com