Po trudnych chwilach Tony’emu zwyczajnie należy się trochę szczęścia. Jego życie uczuciowe świetnie się układa, a koledzy z innych agencji doceniają go jako wartościowego sojusznika. Marudzący szef nie w tej sprawie nic do powiedzenia: Anthony Chu jest bohaterem.
Protagonista mniej skupia się na sprawie Kolekcjonera, bo ma wiedzę, kiedy dokładnie przyjdzie pora na jego schwytanie (widząca przyszłość siostra bliźniaczka, to spore ułatwienie dla agenta rządowego). Niestety koledzy z biura dzielnego agenta sami postanawiają schwytać groźnego mordercę. Może nie byłoby to tak dramatyczne, gdyby nie postanowili zaangażować do tego zadania nastoletniej córki Tony’ego. To po prostu nie mogło skończyć się dobrze…
Muszę docenić przemianę, która zaszła w zachowaniu protagonisty. Wydarzenia zawarte w poprzednich tomach mocno na niego wpłynęły. Jest świadom swojej wartości, umiejętności i celu, do którego dąży. Nie jest już postacią, którą można wyśmiać, czy nią pomiatać. Pożegnanie z siostrą umożliwiło mu pogodzenie się z jej śmiercią. Tony może iść do przodu, skupiając się nie tylko na swojej krucjacie, ale także na bliskich mu osobach.
Poyo!
Nie mogę także nie zauważyć, jak wiele stron poświęcono najwaleczniejszemu mechanicznemu kogutowi w dziejach komiksu (a może i świata). Poyo dostanie swoje 5 minut, a nawet osobny zeszyt wypełniony tylko jego szalonymi przygodami. Wspaniale jest zobaczyć go w akcji. Tym razem będzie ratował życie prezydenta Stanów Zjednoczonych, a także pomagał ludziom z innych, magicznych wymiarów. Właściwie nie ma sprawy, z którą nie dałby sobie rady.
W komiksie jak zawsze nie zabraknie absurdalnego czarnego humoru. To, co jednak wyróżnia ten tom to olbrzymia liczba nawiązań do innych komiksów. Grupa potworów walcząca z Poyo przypominała Kaczora Donalda i jego siostrzeńców, mężczyzna zdobywający siłę po zjedzeniu szpinaku wyglądał prawie jak Popeye. Ponadto w albumie znajdziecie nawiązania do komiksów z Image jak Żywe Trupy czy The Manhattan Projects. Zazwyczaj są to pojedyncze kadry, których rozpoznanie daje wiele radości sercu komiksiarza. Nie martwcie się, jeśli nie wychwycicie tych smaczków, nijak nie wpłynie to na wasz odbiór fabuły.
Dziewiąty tom Chew pcha pewne wątki do przodu, śmieszy absurdalnymi sytuacjami, ale łamie też serce. Ponownie Layman bawi się z uczuciami czytelnika, serwując mu zupełnie nieoczekiwany zwrot akcji. Przywodzi mi on na myśl Babeczki nie z tej ziemi, gdzie również nie spodziewałam się dramatycznych wydarzeń. Dodatkowo związek Colby’ego wejdzie na zupełnie nowy poziom. Za każdym razem, gdy wydaje mi się to niemożliwe, scenarzysta udowadnia, że nie mam racji. Dziewiąty tom trzyma poziom poprzednich albumów, a nawet jest od nich lepszy za sprawą Poyo. Polecam i czekam na kolejną część.
Chew tom 9: Kurczę pieczone
Scenariusz: John Layman
Rysunki i kolory: Rob Guillory
Tłumaczenie: Robert Lipski
Wydawca: Mucha Comics
Data polskiego wydania: 12.06.2018 r.
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania oryginału: 2014
Objętość: 160 stron
Format: 175×265 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolorowy
Cena: 59 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)