Kolekcjoner nie skrzywdzi już nikogo obdarzonego niezwykłymi, jedzeniowymi zdolnościami. Bliska Tony’emu osoba została pomszczona, a on może skupić się na swojej pracy i życiu prywatnym. Pozorny spokój zawitał na karty komiksu, jednak jest to jedynie cisza przed burzą. Jakie zmiany zapowiada Chew tom 11?
Solą w oku dzielnego agenta FDA pozostaje Savoy. Dawny mentor i parter Tony’ego nadal prowadzi własne śledztwo w sprawie kurzej grypy. Mężczyzna, któremu zaraza zabrała ukochaną kobietę, nie odpuści, dopóki nie odkryje, kto wywołał chorobę. Pomoc tak potężnego cybopaty, jak Tony byłaby wskazana i przyczyniłaby się do szybszego rozwikłania zagadki. Jednak protagonista serii nie zapomniał o grzechach poprzedniego partnera i ani myśli pomagać mu w sprawie. Narażenie życia córki to coś, czego się nie wybacza. Wobec zdecydowanego uporu Savoy musi znaleźć inny sposób, by dotrzeć do upartego agenta…
Niby wszystko fajnie, ale co mnie obchodzą ogniste znaki na niebie?
Tak – to właśnie one mają, przynajmniej częściowo, odpowiadać za epidemię kurzej grypy. Jest to wątek, który przewija się przez serię od dawna, ale nigdy nie był tak interesujący, jak pragnący zemsty Tony Chu. Jego walka z Kolekcjonerem angażowała emocjonalnie, podczas gdy zagadka tajemniczych symboli odchodziła na dalszy plan. Teraz nadszedł czas znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania (wszak kolejny album będzie ostatnim!), więc należy powrócić do ostatnich nierozwikłanych spraw.
Zobacz recenzję dziesiątego tomu Chew >>>>
W tomie jedenastym widać znaczne uspokojenie fabuły. Zupełnie jakby seria brała wdech przed finałowym krzykiem. Przez to album traci na impecie i nie trzyma w napięciu jak poprzednie części. Pojawiają się wątki mniej istotne, poboczne. Dowiadujemy się, jak radzi sobie jedna z bohaterek w zaświatach, a także jaką oszałamiającą karierę za kilka lat zrobi Oliwka (oczywiście pracować będzie w tym samym zawodzie co tata). Nie wnosi to za wiele w opowieść o losach Tony’ego.
Miłym akcentem, o jakim chciałabym wspomnieć na koniec, jest crossover Chew z Odrodzeniem. Niedawno podobny zeszyt zawitał do drugiej z tych serii, o czym także wspominałam w recenzji. Kiedy w Odrodzeniu otrzymaliśmy bardziej realistyczną i mroczną wersję agentów z FDA, tak w Chew dużo lżej i zabawniej wypadają takie postaci jak Dana Cypress czy jej młodsza siostra. Kreskówkowy styl Laymana pozwala na bardziej karykaturalne i przyprawione czarnym humorem sceny, jakie nie przeszłyby w świecie Seeleya.
Pozostaje mieć nadzieje, że spowolnienie akcji to jedynie cisza przed burzą, a scenarzysta przygotował dla nas prawdziwe trzęsienie ziemi. Co prawda nie widzę potencjału w kosmicznych płonących symbolach, ale nie widziałam go także w samym zamyśle serii. Bo czy można stworzyć zabawny komiks o konsumowaniu ofiar przestępstw?
Chew tom 11: Ostatnie wieczerze
Scenariusz: John Layman
Rysunki i kolory: Rob Guillory
Tłumaczenie: Robert Lipski
Liczba stron: 136
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena: 55 zł
Recenzowała: M. Chudziak (Blue Bird)