Co roku świetnie się bawię na Festiwalu w Łodzi i po każdym myślę, że nie może być lepiej. Każda kolejna edycja pokazuje mi, jak bardzo się myliłam, ale tym razem nie mam pojęcia, co mogłoby przebić tą ostatnią.
Razem ze zmianą daty Festiwalu zmieniła się jego długość. Stoiska wystawców oraz prelekcje można było odwiedzić już w piątek. Dużo osób skorzystało z tej okazji i ze spokojem zrobiło zakupy na samym początku imprezy, kiedy nie było aż takich tłumów. Chociaż nawet o wczesnej godzinie w piątek po Atlas Arenie kręcili się konwentowicze. Najbardziej zdziwiła mnie frekwencja na prelekcji, którą prowadziłam o 12:15. Spodziewałam się trzech osób na krzyż, natomiast słuchacze zajęli połowę sali. Dzięki, że wpadliście!
Jednak poza wystawcami narażającymi na szwank domowe budżety i prelegentami opowiadającymi o komiksach na miejscu było wielu szacownych gości z Polski i zza granicy. Jako fankę DC Comics ucieszyła mnie obecność Otto Schmidta odpowiedzialnego za warstwę graficzną najnowszego Green Arrowa oraz oczywiście Jima Lee. Ten legendarny twórca reprezentował DC jako wydawca, promował nowy cykl komiksowy o nazwie Odrodzenie i opowiadał o swojej pracy. Rysownik tego formatu odwiedzający Polskę to niemała gratka dla wszystkich sympatyzujących z medium komiksowym. Autograf i wspólne zdjęcie to jedne z moich najcenniejszych konwentowych pamiątek.
Ale Festiwal komiksu nie mógł odbyć się bez dzielnych cosplayerów, którzy pomimo deszczowej pogody i gorąca w środku Atlas Areny założyli swoje kolorowe stroje i uświetniali całą imprezę. Niestety miałam wrażenie, że w tym roku było ich mniej, niż w latach poprzednich. Jednak ci, którzy się zjawili, wzbudzali zachwyt zarówno młodszych konwentowiczów (Tato! Patrz! Wonder Woman!), jak i tych odrobinę starszych. A pozostając w temacie uczestników konwentu, trudno nie zauważyć, jak wielu młodych ludzi przewinęło się przez imprezę. Obserwowanie jak trzynasto-, czternasto-letnie osoby z wypiekami na twarzy pokazują sobie komiksy, było bardzo pozytywnym doświadczeniem. Część z nich, nieco skrępowana dopytywała się, co powinni kupić, mając ograniczony budżet, albo chciała po prostu porozmawiać o swoim hobby. Myślę, że to świadczy o tym, jak prężnie rozwija się nasz fandom.
Chociaż Festiwal nie odbył się bez drobnych problemów (jak brak mikrofonów podczas spotkania z Tomaszem Kołodziejczakiem), to jednak organizacyjnie stał na bardzo wysokim poziomie. Kolejka po bilety czy autografy przesuwała się w szybkim tempie, a ludzie obsługujący sale byli bardzo pomocni. Osoby obsługujące wydarzenie, pomimo zmęczenia zawsze życzliwie i cierpliwie odpowiadały na pytania, a przecież to, co tworzy takie wydarzenia i zachęca do ponownych odwiedzin to przyjazna atmosfera. Ja do Łodzi na pewno wybiorę się za rok, a wy?
Tekst: M Chudziak (Blue Bird) Za udostępnienie zdjęcia do recenzji dziękujemy zaprzyjaźnionemu Portalowi Paradoks.
Tekst pierwotnie opublikowany na #niespie.com